Kiedy to się zaczęło?

Zacznę od czasów szkoły podstawowej. Wyobraźcie sobie, że zawsze chciałam jeść obiady w szkole! Zazdrościłam innym dzieciom, że w trakcie tej długiej przerwy biegną z papierowym numerkiem po ciepły obiadek. Też tak chciałam. Ale moja historia z obiadami w szkole skończyła się tym, że na 20 obiadów podanych w miesiącu, ja zjadłam raptem 5. I to też nie oznaczało zjedzenia dwóch dań jednocześnie. Często była to sama zupa lub wyłącznie drugie danie. W zależności od tego czy tolerowałam dane produkty. Tak więc ponieważ za obiady płaciło się za cały miesiąc z góry, szybko z tych obiadów zrezygnowaliśmy. Dla rodziców był to wydatek, a dla mnie niepotrzebna frustracja, kiedy głodna przybiegałam na szkolną stołówkę (obiady były niespodzianką, nie było tak jak jest teraz, że wiesz co będzie w danym tygodniu) i dowiadywałam się, że dziś krupnik i pulpety w sosie pomidorowym ? Bleee! Plus często ten okropny zapach unoszący się wokół?

No właśnie! ? Mam dobry węch, do dzisiaj wyczuwam różne rzeczy mimo, że ktoś ich nie czuje i to również miało wpływ na moją wybiórczość.

Do dzisiaj tak mam, że jak w jedzeniu coś mi nie „podpachnie” to koniec, faktur pewnych też nie akceptuję, ale jest i tak lepiej niż kiedyś.

Nie ulega wątpliwości, że problemy w przetwarzaniu sensorycznym również miały ogromny wpływ na moją wybiórczość. Ale o tym innym razem.

Dorosły niejadek

To chyba było najgorsze, kiedy wychodzisz spod ciepłego klosza maminej kuchni, która serwuje Ci TYLKO to co Twoje kubki smakowe akceptują i nagle pojawiasz się na obiedzie rodzinnym u przyszłych teściów ?? A tam na stole przyszła teściowa bardzo się starając przygotowała „przepyszny” bigos lub zupę grochową lub nie daj Boże pomidorową z ryżem (z makaronem byłoby ok, ale ryż NO WAY!) ??? Przepyszną dla wszystkich tylko nie dla Ciebie. I wtedy wymyślaj historie, że Cię brzuch boli, że właśnie przed chwilką zjadłaś, że jesteś uczulona… ? To jest okropne. Pół biedy jak rzeczywiście nie jesteś bardzo głodna. Sprawa się naprawdę komplikuje, gdy przychodzisz tam głodna i bardzo chciałabyś coś zjeść, ale nic na stole nie jest w granicach Twojej tolerancji smakowej Więc liczysz, że deser będzie lepszy i jakoś to będzie. Aż tu nagle… Przyszła mama serwuje szarlotkę!!! ? ? ? A przecież Ty nienawidzisz przetworzonych owoców, owoce w cieście to najgorsze co może Cię spotkać w słodkich daniach. I nagle idzie wybawienie, drugie ciasto… niestety z jakimś musem owocowym. Bleee…. ??Nic już nie zjesz. I teraz modlić się by na następnym obiedzie nie było pierogów z kapustą lub mizerii, bo tam jest śmietana, a śmietana to jak mleko. A od mleka masz odruch wymiotny. I tak w koło!

Tak wyglądało moje życie, a w pewnym stopniu wygląda dalej. Przełomem w mojej niejadkowej historii był czas studiów. Wyjechałam na studia 250 km od domu. Nigdy jednak nie było mi w głowie by zabierać słoiki z mamusinymi obiadkami. Zdarzyło się, że zabrałam kilka pierogów (uwielbiam pierogi  Mamy), ale to był szczyt moich możliwości. A żyć trzeba. Mijały dni, tygodnie, miesiące, a ja chudłam w oczach. Kiedy przyjechałam do domu po pierwszej dłuższej nieobecności, pytano mnie, czy nie jestem chora. Waga wskazywała 47 kg, a to zdecydowanie mniej niż było zanim wyjechałam na studia… No tak! miesiące mijały jak szalone, a jeść trzeba.

I co dalej?

Mam wiele historii przełamania swoich schematów. Opowiem Wam kilka najważniejszych.

Jajka ugotowanego uczyłam się jeść od męża. On je jajka prawie codziennie, a mi śmierdziało? (to słowo najlepiej opisuje ten zapach) i nie mogłam. Często kończyło się to tak, że mąż musiał zjeść pierwszy śniadanie (jeśli jadł jajko), a następnie wietrzenie mieszkania, zanim ja mogłam bez odruchu wymiotnego zasiąść do stołu. 

Jednak któregoś dnia przełamałam się i spróbowałam zjeść gotowane jajko. Ale uwaga… musi być z maggi, bez tego nie zjem. Maggi zabija smród jaja!?

Któregoś dnia wybrałam się ze znajomymi do restauracji, gdzie akurat tego dnia szef kuchni polecał żeberka w sosie miodowo-musztardowym. Byłam oczywiście przygotowana na kurczaka z frytkami- to moje stałe danie- wszędzie! Żeby była jasność za miodem nie przepadam, musztarda też bez szału. Ale już nie o to chodzi.  Jak można miód i musztardę mieszać?! ??

Ale ponieważ postanowiłam próbować – zamówiłam coś innego niż kurczak z frytkami. Okazuje się, że żeberka w sosie miodowo-musztardowym to jedno z moich ulubionych dań.  Od tamtej pory kiedy wychodzimy gdzieś na kolację (chociaż nie zawsze mi to wychodzi) wybieram dania nieznane, co więcej, nawet mam odwagę wychodzić do restauracji z kuchnią węgierską, indyjską a nawet jemeńską. Podobnie było np. z pizzą, kiedyś tylko jeden jedyny smak i nic więcej, a teraz pokuszę się o inne rodzaje (chociaż tej hawajskiej chyba nigdy nie spróbuję).??

Bycie niejadkiem to problem nie tylko dla samego niejadka!

Któregoś dnia zapytałam męża czy uważa że jestem niejadkiem, stwierdził, że jestem CIĘŻKIM przypadkiem „niejadkowania”. Nie on jeden tak uważa.

Życie z niejadkiem jest trochę jak życie z osobą z alergią- tylko trudniej to komuś wytłumaczyć. Bo jak masz alergię, to masz alergię, a jak nie chcesz czegoś zjeść, bo nie chcesz czegoś zjeść- to już staje się mniej oczywiste.

Moi znajomi często brali pod uwagę moje preferencje. I zazwyczaj wyglądało to tak, że albo ja idę z nimi do nowej restauracji i nie jem nic, albo oni idą ze mną po raz n-ty do tej samej restauracji. Moja koleżanka neurologopedka również podejmowała próby zachęcenia mnie do nowości- niejednokrotnie!

Spokojnie to „tylko” niejadek!

Muszę przyznać, że jedzenie to mój słaby punkt. Ale śmieszne jest to, jak ludzie na Ciebie patrzą, gdy wydłubujesz owoce z ciasta. Albo jak spotkasz „bliźniaka” takiego jak ty. I myślisz sobie: Nie jest tak źle. On też wyciąga owoce??

Po co właściwie dzielę się swoją historią? Być może takich historii jest mnóstwo, być może dotyczy tylko „dziwnych” ludzi. A może właśnie wyjątkowych- bo coś nas wyróżnia? Myślę, że nie ma to najmniejszego znaczenia, jak do tego podchodzimy. Ważne co z tym robimy!

Kiedyś nikt nie wiedział czym jest wybiórczość pokarmowa, czym są nadwrażliwości sensoryczne. Nie je, bo jest niejadkiem, lub jest wybredne, albo jeszcze lepiej „bo tak mama tak nauczyła”.

Wiem, że moja Mama chciała dla mnie dobrze. Wychodziła z założenia, że lepiej żebym zjadła pierogi ruskie po raz 15-ty w miesiącu niż chodziła głodna. Nie było kiedyś żadnych metod, a moja mama nie miała skąd czerpać pomysłów. Chyba to zaakceptowała. uznała, że tak już mam i tyle.

To musi być okropnie trudne być mamą niejadka. Ale myślę też- i to będzie puentą mojego wpisu, że warto szukać pomocy u specjalistów. Dzisiaj wiemy dużo więcej, mamy mnóstwo metod, mamy różnego rodzaju zajęcia dla dzieci z wybiórczością, spotkania dla mam, grupy wsparcia, cudowne dietetyczki dzielące się w sieci swoją wiedzą.

Pamiętajmy, że ważne jest znalezienie przyczyny. Dzisiaj patrząc na swoje problemy z jedzeniem z perspektywy terapeuty integracji sensorycznej wiem, gdzie tkwił problem. Wiem też, że wielu rodziców nie ma i wcale nie musi mieś takiej wiedzy-dlatego warto szukać pomocy u tych, którzy ten temat znają.

Naprawdę ogromnie polecam korzystać z tych dóbr. Chciażby po to, by ten mały człowiek, który kiedyś będzie dorosły nie musiał się stresować przed wyjściem na obiad w nieznane miejsce??

Odpowiadając na tytuł wpisu: niejadek nie musi być niejadkiem całe życie. Im wcześniej zaczniemy z nim „pracę”, tym szybciej nim przestanie być.

Rekomendowane Posty