Dnia 17 października tego roku na świat w 35 tygodniu na świat przyszło nasze oczko w głowie, Lilianna.  Zaraz po porodzie zabrali maleństwo… Nie dali przytulić, poczuć jej ciepła. Po porodzie dowiedzieliśmy się, że mała jest hipotrofikiem. To był cios, ponieważ ginekolog do którego uczęszczałam nie zauważył nic podczas badań. Urodziła się z waga 1430 g i jako wcześniak. Od razu przetransportowali ją do szpitala w Opolu (60 km od Nas). Te dwie doby w szpitalu były koszmarne. Widząc wszystkie mamy, które przytulają  swoje pociechy, przypominały mi o tym, że mojej kruszynki nie ma przy mnie. W sobotę zaraz po wyjściu ze szpitala pojechaliśmy do Opola. Cudowne uczucie zobaczyć po raz pierwszy swoje dziecko… Niestety nie była w stanie samodzielnie jeść… Była karmiona przez sondę. Gdy przyszła Pani doktor i poinformowała Nas, że choruje na toksoplazmozę i mała tez mogła zostać zarażona. Nasz świat się zawalił. Na wyniki czekaliśmy ponad tydzień.. Tydzień nie przespanych nocy, zamartwiania się… W końcu przyszły wyniki… Wynik ujemny. Kamień z serca. Po tygodniu pobytu w szpitalu Lila zaczęła jeść z butelki. Byliśmy z niej bardzo dumni!  2 tygodnie później dostałam ją pierwszy raz na ręce. Niesamowite uczucie, którego na pewno nie zapomnę. Codzienne dojeżdżanie do Opola nie było możliwe. Widywaliśmy Lilę co 2-3 dni. Rozłąka boli najbardziej. Po miesiącu, po długich 31 dniach, nastał moment wypisu, podczas, którego dowiedzieliśmy się, że mała ma problem z serduszkiem i będziemy musieli walczyć, aby było wszystko dobrze, żeby serduszko ciągle biło. Wizyty u specjalistów… Kruszynka jest z nami w domu od 6 dni. Mamy, które urodziły w terminie cieszcie się, że dostałyście maleństwa zaraz po porodzie i, że po dwóch dobach miałyście dzieciątka tylko dla siebie. A wszystkim mamom, które teraz walczą z wizytami w szpitalu i brakiem bliskości, ze swoimi maleństwami, życzę wytrwałości.

Rekomendowane Posty