Chyba powinnam założyć nową zakładkę na blogu „Przemyślenia fizjoterapeuty”, ponieważ tak często chcę się z Wami podzielić refleksjami, które mnie nachodzą. ?

Tytuł dzisiejszego wpisu to autentyczne słowa, które kiedyś usłyszałam kilka lat temu od babci jednej z pacjentek.

Dobrze pamiętam tą sytuację kiedy świeżo upieczeni rodzice przyszli ze swoją pociechą, która wykazywała cechy asymetrii posturalnej. Moim zadaniem wówczas było przekazanie instruktażu pielęgnacyjnego, czyli wszystkich takich czynności jak prawidłowe podnoszenie, odkładanie, przewijanie dziecka itp.

Przyszli wówczas z babcią maleństwa, która stała gdzieś w drugim końcu sali, od czasu do czasu przyglądając się, co tam się dzieje na tym stole rehabilitacyjnym. Kiedy rodzice powtórzyli instruktaż zaproponowałam by wszystkie osoby, które mają kontakt na co dzień z maleństwem starali się w ten pokazany przed chwilą sposób podnosić i odkładać dziecko. Wówczas mama pacjentki powiedziała: „Mama jest ze mną na co dzień z małą i pomaga mi” i patrząc na swoją mamę- babcię pacjentki, zaprosiła ją szczerym uśmiechem. Wyczułam, że babcia nie jest zadowolona z tego całego spotkania i wcale nie miała wielkiej ochoty nawet podchodzić do stołu. ??Rzuciła tylko: „Ja nie muszę tego się uczyć, czwórkę dzieci wychowałam, podnosiłam jak podnosiłam i nikomu krzywdy nie zrobiłam”.

Przyznaję, że była to da mnie trudna sytuacja, zwłaszcza, że byłam raczkującą fizjoterapeutką i nie do końca byłam przygotowana na taką sytuację (wszak na studiach, czy kursach nikt o tym nie mówi ??).

Mimo wszystko starałam się zachęcić babcię, przekonując, że jej metody z pewnością nie były złe i wierzę, że nikomu krzywdy nie zrobiła, ale mamy nową wiedzę i warto z niej korzystać dla dobra maleństwa. Wówczas usłyszałam słowa: „Kiedyś się dzieci nie rehabilitowało i nikt krzywy dziś nie chodzi!”. Sytuacja nie należała do najłatwiejszych na tamten moment, ale z czasem okazało się, że babcia nauczyła się instruktażu, nawet zaczęła nauczanie swoich koleżanek, które też mają wnuki, a my z mamą pacjentki, z którą mam kontakt do dziś ze śmiechem wspominamy tamten dzień, chociaż wtedy nikomu nie było do śmiechu. Niestety takich historii jest dużo więcej…?

Niedawno ruszyłam z akcją Maluszki Na Brzuszki. Na jednej z grup dla mam wstawiłam post zapraszając inne mamy, które mają maluszki w wieku mojego synka. Zazwyczaj młode mamy są otwarte na wspieranie rozwoju dzieci, mają przyjazne nastawienie do rehabilitacji, rozumieją, że zaburzenia napięcia mięśniowego nie są wymysłem, a autentycznym problemem, którego nie powinniśmy bagatelizować. Ale niestety nie wszyscy są tego samego zdania. Jedna z mam, wręcz w obraźliwy sposób skomentowała, że bzdurą jest, że leżenie na brzuszku wspiera rozwój dzieci i że niegdyś (30 lat temu) nikt o tym nie wiedział i nie oznacza to, że my źle się rozwijaliśmy.

Przykro się czyta czy słucha takie komentarze. Oczywiście każdy ma prawo do własnego zdania. Każdy z nas ma inny zasób wiedzy w danym temacie i czasami po prostu nie ma sensu wdawać się w dyskusję kiedy nadajemy na innych falach. Nie mniej jednak skłoniło mnie to do głębszej refleksji i do napisania tego wpisu.

Fakt! Kiedyś się dzieci nie rehabilitowało (no chyba, że poważne schorzenia np. mózgowe porażenie dziecięce), ale nie dlatego, że nie było problemów, a między innymi dlatego, że diagnozowalność była mniejsza.

Mieliśmy mniejszą wiedzę w tym temacie, w związku z tym nie widzieliśmy problemu. Tak naprawdę 30 lat temu fizjoterapia pediatryczna dopiero się rozwijała w Polsce (mam na myśli głównie początki metody NDT-Bobath, która ). W Polsce terapeutów metody NDT-Bobath nie było zbyt wielu, pierwszy kurs odbył się w 1988 i dopiero od tego czasu wszystko zaczynało się rozwijać.

I rozwija i szerzy się ta wiedza, aż do dziś, kiedy terapeutów mamy coraz więcej, kiedy prowadzone są coraz to nowsze badania w tym zakresie i myślę, że na tym powinniśmy się opierać. Na rzetelnych źródłach, na doświadczeniu, na wiedzy, którą obecnie posiadamy.

Kiedyś też nie było koła, a dziś bez tego wynalazku nie wyobrażamy sobie życia, czy to znaczy, że ludziom żyło się lepiej przed jego wynalezieniem?

Wiem, wiem… Wynalezienie koła może nie jest super porównaniem, ale uważam, że jednak wiedza, którą posiadamy jest ogromnie ważna.

Oczywiście każdy rodzic powinien sam zdecydować, czy chce rehabilitować dziecko, czy dla niego to zbędna fanaberia. Nie powinniśmy nikogo oceniać, nie mniej jednak uważam, że warto propagować wiedzę o prawidłowej pielęgnacji niemowląt, która wpływa na ich dalszy rozwój, na sposoby wspierania rozwoju, jak np. układanie dziecka na brzuszku, czy w ostateczności wiedzę o nieprawidłowościach, takich jak zaburzenia napięcia mięśniowego u niemowląt.

Nie warto porównywać obecnych czasów, do tych, w których wychowywaliśmy się my, czy nasi rodzice. To były zupełnie inne czasy i wątpię by kiedyś wróciły. Wiemy dużo więcej i błagam?????? korzystajmy z tej wiedzy.

Nie zatrzymujmy się na tym co było 30 lat temu. Wszak lata wstecz prym wiodły zupełnie inne metody, np. klapsy (lekko mówiąc, a mój tata to jeszcze na bicie linijką przez nauczyciela się załapał), rodzice chętnie sadzali dzieci w wieku 4 miesięcy i cała rodzina cieszyła się nową „umiejętnością”, czy popularne chodziki- to był szał! Wkładało się dziecko do środka i dawaj do roboty!

To, że dziś nie widzimy problemu, nie znaczy, że go nie było. Dzieci rozwijały się w nieco innych warunkach niż dziś (mniej sedenteryjny tryb życia), stąd większość deficytów mogły wypracować w codziennych aktywnościach.

Nie zapominajmy w jakich czasach przyszło nam żyć. Czasach gier, smartfonów, telewizorów i komputerów. Siedzimy więcej, zdecydowanie więcej niż kiedyś. Nasze dzieci spędzają kilka godzin dziennie w szkole, po czym są przywożone i odwożone na zajęcia pozalekcyjne, czasami godzinami stojąc w korkach, wracają do domu i w pozycji siedzącej odrabiają lekcje lub siadają do komputera. Od razu napiszę, że mowa o większości dzieci, nie oznacza to, że KAŻDE dziecko mało się rusza.

Dodam też, że wielu z nas nie wie o swoich deficytach, jak np. niskie napięcie mięśniowe czy postawa skoliotyczna. Warto teraz zadać sobie pytanie ilu z nas chodziło na korektywę? Czyli jednak coś było na rzeczy… Tylko diagnoza była „trochę późno”.

Myślę sobie, że ktoś kto chce porównywać niemowlęta sprzed 30 lat powinien też prześledzić jak wyglądały wówczas ciąże, a jak wyglądają dziś.

Niegdyś kobiety pracowały do końca ciąży, dzisiaj wygląda to różnie, bo praca bywa za ciężka, bo warunki szkodliwe. I to jest zrozumiałe. Matki, nawet jeśli nie idą na zwolnienie z powodu charakteru wykonywanej pracy, to mają miliony schorzeń, niedoborów, problemów, często po prostu muszą przysłowiowo „siedzieć na czterech literach czasami całą ciążę”.

Problemy z tarczycą, nadciśnienie, anemia, plamienia, skracająca się szyjka… Mogłabym wymieniać i wymieniać. Rzadko w wywiadzie, który przeprowadzam z mamą pacjenta słyszę „ciąża książkowa” lub „nie przyjmuję żadnych leków”. Wątpię by 30 lat temu kobiety przyjmowały końskie dawki No-Spy, luteiny czy magnezu. Dziś to jest niemalże najnormalniejszą normą.

Nie przemawiają do mnie słowa „jakoś się żyło”. Na całe szczęście mamy wybór między „jakoś” a „jakość”. ?

Rekomendowane Posty

4 Comments

  1. Najgorsze jest, gdy rodzice widzą, że coś jest nie tak, idą po pomoc do lekarza, a ten twierdzi, że jest ok, że dziecko ma jeszcze czas. A wszędzie się powtarza, że im szybciej się zacznie rehabilitację tym lepiej. U nas niestety tak było ?

  2. W tych czas trzeba być też bogacze
    żeby rehabilitowac swoje dzieci ?

    • Pani Kasiu, myślę, że w ogóle trzeba być bogatym by chorować w Polsce i nie chodzi tylko o rehabilitację. Płaci się ogromne składki, a i tak trzeba chodzić prywatnie. Nie wiem gdzie Pani mieszka, ale w Warszawie ceny są kosmiczne. A terminy na NFZ bardzo odległe. Ale co możemy zrobić? Ja pracuję na NFZ i prywatnie. Zawsze zachęcam pacjentów do skorzystania z państwoej opieki gdy trafiają do gabinetu i wiem, że czeka dziecko dłuższa rehabilitacja.

  3. Jestem przykładem tego, że kiedyś było inaczej, a jednak „krzywi chodzą”. Mam krzywy kręgosłup i problemy z napięciem mięśniowym pewnie też. Wada postawy zdiagnozowana jakoś w gimnazjum. Dostałam kartkę z ćwiczeniami. Ani ja ani moja mama nie rozumiała jak wykonywać większość z nich. Te, które były zrozumiałe też szybko zarzuciłam, bo 2 km spacer 2 razy dziennie, do tego z plecakiem ważącym niewiele mniej ode mnie, to było dość jak na moje siły. Teraz też nie jest zupełnie różoeo. Na NFZ mówią, że jest wszystko w porządku, jeśli przypadek nie jest naprawdę trudny. Potem okazuje się, że nie do końca. Przynajmniej świadomość jest teraz większa i mam nadzieję, że będzie lepiej. Kontrola u fizjoterapeuty to powinien być standard, tak jak kontrola bioderek.


Comments are closed for this article!