
Bycie Rodzicem wcześniaka nie jest łatwe, a dwójki wcześniaków?
Jesteśmy Rodzicami Kochanych Wcześniaczków- Bartosz, urodzony 5 stycznia 2018 r ( 33tyg+0dni) oraz Jagody, urodzonej 26 września 2019r ( 33tyg+1dzień).
Nasze obydwa dzieciaczki były pospieszalskie, siostra chyba nie chciała być gorsza od brata 😉 A mówią, że nic dwa razy się nie zdarza 😉

Zachodząc w ciąże wiedzieliśmy, ze może się ona zakończyć wcześniej(mam wadę macicy), ale nie podejrzewaliśmy, że aż tak.
W pierwszej ciąży od początku się coś działo- na przełomie I i II trymestru byłam 2 razy w szpitalu z powodu krwawienia- krwiak. Na pierwszych badaniach prenatalnych dzidziuś już był mniejszy, test Pappa wskazywał podwyższone ryzyko zespołu Downa (trisomia 21). Na szczęście konsultacja z genetykiem nas uspokoiła, zlecone zostało echo serca płodu i wyszło ok. Z tygodnia na tydzień synek rósł, ale wolniej niż powinien. Jednak jeszcze nie był to aż tak bardzo mały przyrost. Wizyty u ginekologa po 20tc już co 2 tygodnie, a nawet co tydzień. 4 stycznia byliśmy na wizycie, po której Pani ginekolog wysłała nas na 2gi dzień do szpitala. Nic nam nie mówiła, tylko kazała z samego rana zgłosić się na IP. Tak też zrobiliśmy. Ok godz 10:00 zostałam przyjęta na oddział Patologii Ciąży. Jedno KTG, USG, później kolejne KTG, znowu USG i jeszcze raz te same badania.. Już wiedziałam, że coś jest nie tak. Po godzinie 20, po kolejnym USG przyszedł do mnie ordynator i powiedział, że muszą zrobić CC na cito- złe przepływy, łożysko jest niewydolne… Ja cała się trzęsłam, w pośpiechu z położna pakowałam swoje rzeczy, próbowałam dodzwonić się do męża, nie odbierał więc skleciłam krótkiego sms-a: Będę mieć CC. Mąż się nie odezwał, udało mi się do niego dodzwonić-odebrał jak gdyby nigdy nic, ale jak mu powiedziałam co się będzie działo to…rozpłakał się i na szybko zebrał się do mnie. Pamiętam jak mnie wieźli na sale operacyjną to już czekał na korytarzu- zapłakany, a ja zapłakana i trzęsąca… Ciśnienie miałam 180/100. Przez całą operację byłam niespokojna, czułam jakby mi odrywali wszystkie mięśnie. Anestezjolog i położna mnie uspokajali. Jak mi powiedzieli że synek już na świecie to się rozpłakałam i nasłuchiwałam czy płacze- cisza. Synek dostał kilka “klapsów” i Go usłyszałam! Najpiękniejszy dźwięk!
O 22:08, 5 stycznia, przyszedł na świat Bartosz. 1410g, 40 cm. Gdy zobaczyłam jego zdjęcie dopiero się uspokoiłam. Jak zobaczyłam jaka to kruszynka to się rozpłakałam-nóżki, rączki, główka- wszystko takie miniaturowe.. jak laleczka! Nie zdawałam sobie sprawy jakie to maleństwo, dopóki GO nie zobaczyłam. Temat wcześniaków nie był mi za dobrze znany… ale GO poznałam. Na drugi dzień razem z mężem zjechaliśmy do Niego na oddział Patologii Noworodka. Kochana kruszyna, bardzo dzielny i waleczny był! w 2 dobie mogłam już synka kangurować- to było piękne uczucie- wspaniały pierwszy dotyk z synkiem. Jego główka mieściła mi się w dłoni…
Takie maleństwo, nie wiedzieliśmy jak się z Nim “obchodzić”. Na szczęście personel- wszystkie Ciocie to złote kobiety, które wszystkiego nauczyły. Lekarze zawsze znaleźli czas żeby porozmawiać, przekazać wszystkie informacje. Codziennie – pierwsze co po wejściu na oddział i przywitaniu się z synkiem było podej scie do położnych po informacje o wadze, a później do lekarzy. Po porodzie okazało się, że synek miał wylewy dokomorowe 2st, do tego wzmożone napięcie mięśniowe, asymetrie. Po urodzeniu był 2 doby pod CEPAPem, później oddychał już pięknie samodzielnie. W inkubatorze spędził 3tyg, po tym czasie awansował do łóżeczka z wagą 1720g! Kolejnym ważnym krokiem było nauczenie się przez Niego jedzenia samodzielnie-smoczkiem z butelki. Nie było to łatwe, ale… po tygodniu prób się udało! Synek zjadał prawie wszystkie karmienia sam, dążyliśmy do wszystkich karmień smoczkiem i magicznej wagi 2kg. Na szczęście poszło sprawnie i tak po 5 tygodniach i 2 dniach wyszliśmy do domu! Był to najszczęśliwszy dzień, ale i dzień pełen obaw- czy damy sobie radę? Czy będziemy w stanie zatroszczyć się i zaopiekować jak należy naszą Kruszyną? Podczas pobytu w szpitalu staraliśmy się wytłumaczyć naszej Rodzinie jaki synek jest maleńki, ile rzeczy przed nim, żeby mógł wyjść do domu. Ktoś kto nie miał styczności z wcześniakiem nie zdaje sobie sprawy ile taki maluszek musi walczyć! Najbardziej irytujące były pytania o to kiedy wyjdziemy do domu, czy je już z piersi… Szczególnie mąż starał się na spokojnie wszystkim tłumaczyć nasza sytację. W Mężu miałam i mam nadal bardzo duże wsparcie- nie raz mnie pocieszał gdy miałam gorszy dzień, gdy to wszystko miałam wrażenie że mnie przerasta.
W domu nie było łatwo- zaczęły się problemy z karmieniami- synek miał kolki podczas jedzenia. Po miesiącu w domu dopadło Go zapalenie płuc i wylądowaliśmy na Oddziale Pediatrii- na szczęście tylko 4 dni i choroba prawie ustąpiła. Zaczęły się liczne kontrole u specjalistów: neonatolog, ortopeda, okulista, audiolog, rehabilitant, fizjoterapeta, chiriug dziecięcy, neurologopeda, neurolog, psycholog… A karmienie piersią się udało- od końca kwietnia zrobił sie z Niego totalny cycocholik 🙂
Teraz synek ma niespełna 2 latka- jest pogodnym rozbójnikiem, który nie pozwala Rodzicom się nudzić 😉 Jest bardzo mądrym dzieckiem- dużo rzeczy szybko zapamiętuje, dużo rzeczy potrafi pokazać, coraz więcej słów powtarza, a do tego nie potrafi usiedzieć na miejscu i wszędzie Go pełno 🙂
Z mężem długo po pierwszej ciąży zastanawialiśmy się czy będziemy chcieli mieć kolejne dziecko. Na początku nie chcieliśmy-musieliśmy ochłonąć po tych przejściach. Ale później stwierdziliśmy, że tak- Bartek będzie mieć rodzeństwo. Nie sądziliśmy że stanie się to tak szybko. W marcu tego roku dowiedziałam się że jestem w ciąży. Cieszyliśmy się, ale i obawialiśmy się jak to będzie. Druga ciąża była spokojniejsza- chociaż był mały epizod krwawienia. Dzieciątko rosło trochę lepiej niż synek. Po pierwszym badaniu prenatalnym podwyższone ryzyko zespołu Edwardsa- byliśmy załamani. Na szczęście i tym razem genetyk nas uspokoił, wysłał na echo serca i wyszło w porządku. Wizyty u gin były co 2 tygodnie “w razie W”. W okolicy 33tyg ginekolog skierowała mnie do szpitala na ocenę dobrostanu płodu. Przepływy były idealne, KTG w porządku, szyjna praktycznie taka jak na początku ciąży. Więc we wtorek zostałam wypisana do domu. W środę córeczka coś była bardziej ruchliwa. I w nocy z środy na czwartek obudziłam się z wielkim krwawieniem. Szybko telefon po karetkę i zostałam przewieziona do szpitala powiatowego(byłam u Teściów). Tam badania – KTG, krew, USG. Diagnoza-prawdopodobnie dojdzie do odklejenia łożyska i będzie potrzebne CC na cito. Jednak to był szpital o 2st referencyjności więc i tak dzieciątko zostało by przetransportowane do szpitala w Opolu- 3 stopień referencyjności (tam gdzie rodziłam synka). Lekarka nie chciała mnie tam przetransportować karetką. Po poważnej rozmowie z mężem i przemyśleniu wszystkiego wypisaliśmy się na własne żądanie i pojechaliśmy- podróż zajęła nam 50 min- mieliśmy życie córeczki we własnych rękach. Udało się w ostatniej chwili. Po wejściu na IP, szybkie badania i przygotowanie do CC. I tak 26 września 2019 o godz. 5:46 na świat przyszła Jagoda, 1550g, 45cm. Podczas tej operacji-jeśli mogę to tak ująć- byłam nieco spokojniejsza. Wiedzieliśmy co nas może czekać- modliliśmy się żeby tylko nie było gorzej niż z synkiem. Położne z oddziału i lekarze nas pamiętali- poniekąd czuliśmy się tam jak w domu i wiedzieliśmy, żę córeczka jest w bardzo dobrych rękach. U córeczki zostały zdiagnozowane również wylewy dokomorowe 2stopnia, do tego wrodzone zapalenie płuc, asymetria, PDA (póki co do obserwacji, bez konieczności leczenia kardiologicznego). Pobyt w szpitalu z córką wyglądał bardzo podobnie. Pomimo tego, że urodziła się z większą masą to spadła do takiej wagi jak synek- 1380g. Cały czas wagowo idą podobnie. Wiedzieliśmy, że musimy dać jej czas i poczekać na jej gotowość samodzielnego jedzenia i magiczne 2 kg. Gdy już powoli wyjście ze szpitala było na horyzoncie, nagle się okazało, się że… to nie będzie za tydzień, a na kolejny dzień! Taka niespodzianka! W efekcie córeczka była o jeden dzień krócej w szpitalu- po 5 tygodniach i 1 dniu wyszliśmy z Nią do domu. I wszystko to co przeszliśmy z synkiem się powtarza: problemy z karmieniami, liczne kontrole u lekarzy i pilnowanie wagi.
Synka szykowaliśmy na tą okoliczność, pokazywaliśmy mu zdjęcia, dużo opowiadaliśmy. W dzień wypisu Jagody Bartek pojechał po Nią z nami. Jak ją zobaczył to od razu chciał się przytulić, ucałował, zrobił cacy cacy- przesłodki widok! Mówi na Nią Icia, Isia, codziennie do Niej z rana przychodzi, w ciągu dnia gdy usłyszy jak płacze to biegnie do Niej. Uwielbia ją głaskać, daje jej cześć, dotyka paluszki, uszko, stópki, nosek. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, ze takie małe dziecko może potrafić okazać tyle czułości i miłości. Też angażujemy Go w pomoc przy siostrze- wyrzuca pampersy, zanosi ciuszki do prania, podaje pieluchy. Staramy się okazywać wiele uwagi i miłości i jednemu i drugiemu dziecku- jednak jest to trudne… Na szczęście możemy liczyć na pomoc Naszych Rodziców, czyli Dziadków- bez Nich nie bylibyśmy w stanie ogarnąć dzieci rok po roku. Z synkiem powoli kończymy maratony po lekarzac, z córeczką zaczynamy- ale wierzymy, że nie będzie źle.
I wiemy, że wcześniakiem, jest się nie tylko przez pierwsze 2 lata, ale już przez całe życie; że wcześniaki robią krok do przodu,a później dwa kroki do tyłu… Nikt tak jak wcześniaki nie uczy Rodziców cierpliwości i pokory. Ale w zamian otrzymuje się ogrom miłości i uśmiechu 🙂
Pozdrawiamy serdecznie z Bartolinim i Jagodzianką! I życzymy z okazji Światowego Dnia Wcześniaka dużo, dużo, duuuuuużo zdrówka dla wszystkich małych WIELKICH Wojowników, mnóstwo cierpliwości i siły dla Rodziców!
Mam również nadzieję, że będzie większa świadomośc ludzi, ze wcześniak to nie tylko mniejsze dziecko, ale dziecko, które ma długą i nie zawsze łatwą drogę do bycia takim małym słodkim bobaskiem. Wcześniaki muszą wiele rzeczy nadrobić i nauczyć się samemu wielu rzeczy, które dziecko urodzone o czasie robi naturalnie.
