
Dziewięć wspaniałych miesięcy, urządzanie pokoiku dziecięcego, przygotowanie przepięknej wyprawki, pełne wzruszeń badania USG, szkoła rodzenia, opłacona położna – tak miała wyglądać moja wymarzona, wyczekiwana ciąża. Nie trwała nawet sześciu miesięcy, urządzony pokoik nigdy nie powitał mojego Synka, wyprawka była kupowana na szybko w szpitalnym sklepiku, a każde badanie USG było wielkim stresem spędzającym sen z powiek. O szkole rodzenia nawet nie zdążyłam pomyśleć. Na rozmyślanie o takich luksusach jak własna położna – nawet nie było miejsca w głowie.
W 12 miesiącu ciąży wybrałam się na badania prenatalne. Wierzyłam, że wszystko jest w porządku. Głównie zastanawiałam się, czy pod sercem noszę Synka czy Córeczkę. W zasadzie byłam pewna, że to chłopak. Jednak, miałam nadzieję, że już na tej wizycie poznam płeć Syna. Imię było wybrane. Aleksander. Całe USG przebiegało pomyślnie, aż nagle lekarz zamilkł. Zaczął uważnie przyglądać się ekranowi i…zrobił się nerwowy. Zauważył czarne plamy w miejscu nerek dziecka. Nie wiedział co to może być. Dał skierowanie do szpitala o 3 stopniu referencyjności. Płeć potrafił określić. Syn. Jednak w tym momencie dla mnie to było najmniej ważne.
Od tej chwili zaczęła się walka. Walka która trwa nieprzerwanie od prawie 4 lat. Walka, która nigdy się nie skończy.
Od 13 tygodnia ciąży leżałam w szpitalu. Stwierdzono niewydolność nerek Syna i wadę w budowie całego układu moczowego. Przeszłam 7 skomplikowanych zabiegów wewnątrzmacicznych. W pełnej narkozie. Nigdy zasypiając na Sali operacyjnej nie wiedziałam czy się obudzę. Nie wiedziałam też czy obudzi się mój Synek. Budziliśmy się. Oboje.
Aż w 26 tygodniu ciąży stało się coś czego nikt nie przewidywał: zaczęły się ogromne regularne bóle brzucha, odchodziły wody. KTG nie wykazywało skurczy, jednak ja wyraźnie je czułam. Nie myliłam się. Po trzech dniach okazało się, że doszło do zakażenia wewnątrzmacicznego, Maleństwo traciło tętno, a i mój stan pogarszał się z minuty na minutę. Zdecydowano o natychmiastowym Cesarskim Cięciu.
Nie zdążyłam nic przygotować. Wszystko co miałam zostawiłam na ostatnim piętrze, gdzie leżałam od 13 tygodnia ciąży i pojechałam kilka pięter niżej na blok operacyjny. Bez dowodu, bez telefonu, bez jakichkolwiek rzeczy osobistych. Nawet nie zdążyłam się zestresować. To wszystko działo się tak szybko i niespodziewanie. Momentami wręcz myślałam, że działo się to obok mnie. Że w tym nie uczestniczę.
Pamiętam kiedy leżałam na stole operacyjnym. Jedyne o czym myślałam to żeby zaraz usłyszeć płacz dziecka. Żeby jeszcze żyło. Żeby zdążyli Go wyciągnąć. Po chwili, dokładnie 2 czerwca 2016 roku o 21:13 usłyszałam cichutkie kwilenie. Nie zobaczyłam go. Od razu został wyniesiony na inną salę. Stan był bardzo ciężki, syn dostał bardzo mało punktów. Po kilkunastu minutach przyjechał do mnie w inkubatorze i powiedziano mi w jak bardzo złym jest stanie i, że zostaje przetransportowany do podziemi na OIOM celem próby intubacji.
A później już tylko leżałam i…czekałam na wieści. Nie miałam ze sobą nawet telefonu. Kiedy tylko słyszałam, że ktoś idzie korytarzem, byłam pewna że nadchodzi do mnie by przekazać mi jak ma się mój Synek. Z jednej strony czekałam na wiadomość. Z drugiej jej nie chciałam. Panicznie bałam się, że przyjdą do mnie te najgorsze wieści.
Na szczęście najgorsze nie przyszły, choć podczas 5 miesięcy hospitalizacji było kilka punktów krytycznych. Kilka zabiegów, dwukrotna sepsa, kilkakrotne reanimowanie, brak własnego oddechu. Wiele wzlotów i jeszcze więcej upadków.
Dziś Syn ma 3,5 roku. Czy wyszedł z wcześniactwa? Niestety nie. W skutek powikłań okołoporodowych boryka się z czterokończynowym porażeniem mózgowym. Nie siedzi samodzielnie, nie chodzi, nie raczkuje, zaczyna dopiero mówić. Jego ogromnym potencjałem jest głowa – jest w normie intelektualnej. Ma szansę być samodzielny. Ale aby móc osiągnąć swój cel wymaga stałej kosztownej terapii, zaopatrzenia ortopedycznego i drogich leków. Do tej pory na naszą walkę wydaliśmy 400 tysięcy złotych. W kolejnych latach wydatki będą tylko rosnąć a nie maleć. Dlatego walczymy. Walczymy o każdy grosz. Prowadzimy aukcję charytatywną #DLAOLINKA, którą wsparło wiele znanych osób. Aukcja nietypowa, bo…i atrakcje nietypowe. Jakie? Kolacja z Małgosią Rozenek i Radkiem Majdanem, wizyta w studio Dzień Dobry TVN, rola w filmie Patryka Vegi i wiele, wiele innych… Wszystko po to, by Olinek mimo trudności mógł dalej iść przez życie!
Strona Olinka: www.facebook.com/olinekjozwicki
Strona aukcji: www.facebook.com/groups/dlaolinka
Zbiórka: www.pomagam.pl/olinekjozwicki