Obniżone napięcie mięśniowe u dziecka

Ostatnie lata mam wrażenie obrodziły w dzieci z obniżonym napięciem mięśniowym. Kiedy rozmawiam z koleżankami czy kolegami, którzy już w zawodzie fizjoterapeuty pracują znacznie dłużej niż ja, odpowiadają, że kiedyś ich ręce nie były tak pełne pracy (mówimy o czasach ok. 20 lat wstecz).

Dla mnie ten temat jest szczególnie bliski, bo bezpośrednio dotyka mnie samej- tak właśnie! Mam obniżone napięcie mięśniowe, o czym wspomnę więcej w poniższym artykule.

Cóż…Zdecydowanie mam niższe napięcie mięśniowe niż moi rówieśnicy. Od kiedy pamiętam pokładałam się podczas prac stolikowych, w szkolnej ławce, a TV oglądałam zwinięta w chińskie „s”, co dziś objawia się postawą skoliotyczną (dla tych, którzy nie wiedzą- kręgosłup kolokwialnie mówiąc wykrzywia się w literkę „c”, a właściwie już w literkę „s”).

A teraz zanim doczytasz ten artykuł do końca. Usiądź wygodnie, zaktywizuj swoje mięśnie i postaraj się do końca artykułu wytrzymać w tej aktywnej pozycji. I nie poddawaj się! ?

Warto rozpocząć od bardzo krótkiego wstępu z zakresu neurofizjologii.

Napięcie mięśni, czyli tzw. tonus to zdolność mięśni do przeciwdziałania skurczem biernemu rozciąganiu. Wyróżniamy napięcie fazowe i posturalne.

Tonus mięśniowy zależy od funkcjonowania łuku odruchowego, reagującego na rozciąganie mięśnia, rdzenia kręgowego, modulujących i integracyjnych wpływów wyższych pięter ośrodkowego układu nerwowego (kory ruchowej i przedruchowej, jąder podkorowych, móżdżku, funkcji błędnika, tworu siatkowatego). Oczywiście nie bez znaczenia jest wydolność połączeń nerwowo-mięśniowych i stan włókien mięśniowych. Na napięcie i jego regulację mają także wpływ lepkość i sprężystość tkanki mięśniowej, ścięgien i powięzi.

No dobra, to by  było w bardzo dużym skrócie jeśli chodzi o podstawy teoretyczne. Wiem, że nie każdy to lubi.

Dzisiaj chcę Wam opisać problem obniżonego napięcia, bardzo przystępnie. Temat jest dość znany, ale nie jest prosty. Przede wszystkim nie jest oczywistym sama ocena napięcia mięśniowego, ponieważ nie jesteśmy w stanie jednoznacznie określić, kiedy napięcie mięśniowe należy uznać na bardzo obniżone, a kiedy nieznacznie- nie ma obiektywnych skal, nie ma norm- więc siłą rzeczy nie ma się do czego odnieść.

No dobrze, ale jakoś diagnoza jest stawiana. Na jakiej podstawie?

To co wysuwa się na pierwszy plan to widoczna wiotkość mięśni. I dotyczy to dzieci na każdym etapie rozwoju. Pewne objawy widzimy „gołym okiem”, często już w okresie noworodkowym. Najczęściej lekarz czy fizjoterapeuta wykonuje tzw. próbę trakcyjną, która polega na pociąganiu dziecka za rączki (przypominam, że to próba neurologiczna, nie ćwiczenie i nie należy jej wykonywać w domu!), a której niemowlę nie wykonuje poprawnie.

Niemowlęta z obniżonym napięciem mięśniowym często są dziećmi bardzo spokojnymi, niewymagającymi, wręcz ospałymi. To co często słyszy się od rodziców niemowląt z obniżonym napięciem: „jakbym dziecka nie miała, leży lub śpi”.

Oczywiście nie każde dziecko, które jest spokojne będzie miało obniżone napięcie mięśniowe i odwrotnie.

Generalnie dziecko z obniżonym napięciem mięśniowym, bez względu na to czy ma 3 miesiące, 4 czy 6 lat, ma małą motywację do działania, a mówiąc ściślej- do ruchu. I niech Was nie zmyli słowo ruch- bo to nie tylko pełzanie, czworakowania, czy brykanie, ale również mowa. Tak właśnie! Bo dzieci z obniżonym napięciem mięśniowym również wykazują deficyty w tym obszarze.

Co jeszcze może nas niepokoić?

Pierwsze objawy przypadające na okres niemowlęcy zwykle dotyczą opóźnień w osiąganiu poszczególnych umiejętności ruchowych, takich jak obroty, pełzanie, czworakowanie. Zanim dojdzie do tego zwykle maluszek, którego napięcie jest obniżone protestuje w ułożeniu na brzuszku. Częstym objawem jest też asymetria ułożeniowa. (więcej o asymetrii przeczytasz? tutaj)

Wiele dzieci z obniżonym napięciem mięśniowym siada w tzw. literkę „W”, czyli między piętami. Dzięki takiej pozycji płaszczyzna podparcia zwiększa się dając dziecku dużą stabilność, a tym samym sprawia, że dziecko nie musi się męczyć (a tego dziecko z obniżonym napięciem mięśniowym bardzo nie lubi).

Czy obniżone napięcie mięśniowe można wyćwiczyć, czy już tak będzie miał całe życie?

To chyba najczęstsze pytanie zadawane przez rodziców, których maluszek wykazuje cechy obniżone napięcia mięśniowego. Generalnie, my rodzimy się z pewnym podstawowym napięciem mięśniowym i to się nie zmienia na przestrzeni lat. To co możemy zrobić, to poprzez odpowiednie ćwiczenia, stymulację rozwoju wpłynąć na rozwój dziecka, kierując go na odpowiedni tor. Właśnie po to jest rehabilitacja.

Co jeśli dziecko z obniżonym napięciem mięśniowym nie zostanie poddane usprawnianiu?

Cóż… Wiadome, że wszystko zależy od dziecka, a jak wiemy każde jest inne. To czego obawiamy się najbardziej to wady postawy (tak jak było w moim przypadku).

Począwszy od wad stóp, kolan (najczęściej koślawość), osłabionych mięśni posturalnych (brzuszek wysunięty do przodu- co wpływa na nadmierne obciążanie kręgosłupa), a także bocznego skrzywienia kręgosłupa (postawa skoliotyczna, skolioza) po wady wymowy (i tu znowu ja jestem przykładem?) a nawet problemy z pisaniem (w ogóle z małą motoryką), czynnościami samoobsługi czy koncentracją uwagi (znowu ja?). Częstym problemem dzieci z obniżonym napięciem mięśniowym jest nadmierna męczliwość. Może być też tak, że dziecko jest nadmiernie pobudzone i w ciągłym ruchu. Wręcz poszukuje ruchu gdzie się da. Mogą wystąpić problemy z równowagą. Dziecko w ogóle słabiej czuje swoje ciało.

Obniżone napięcie mięśniowe a integracja sensoryczna

Warto o tym wspomnieć, ponieważ fizjoterapeuta nie jest jedynym terapeutą, do którego trafi dziecko z obniżonym napięciem mięśniowym. Często dzieci te trafiają również do gabinetu integracji sensorycznej.

Obniżone napięcie mięśniowe może być zarówno skutkiem jak i przyczyną zaburzeń sensomotorycznych.

I tutaj na pierwszy plan wysuwa się układ przedsionkowy i proprioceptywny (o samej propriocepcji możecie przeczytać? tutaj), ale to temat na odrębny artykuł.

Zdarza się że dziecko, które od urodzenia zmagało się z obniżonym napięciem mięśniowym, poddane usprawnianiu (u fizjoterapeuty), które zakończyło proces rehabilitacji w wieku niemowlęcym, czy poniemowlęcym, wraca w wieku przedszkolnym czy szkolnym na terapię, tym razem integracji sensorycznej. Dlaczego o tym piszę? Bo mam wrażenie, że niewiele na ten temat się mówi, a problem istnieje. I znowu powtarzam do znudzenia- nie każde dziecko pójdzie tym torem. Sygnalizuję jedynie, by mieć również ten aspekt na uwadze. Dużo łatwiej jeśli wykryjemy nieprawidłowości wcześniej.

Obniżone napięcie to niesie za sobą sporo trudności, ale nie oznacza to, że nie ma na to rady. Nie zmienimy napięcia podstawowego, ale możemy wpływać na wiele innych aspektów i warto to robić. To nie musi być rehabilitacja do końca życia, to mogą być zajęcia ruchowe, taneczne, pływanie. Pamiętajmy tylko o jednym- o wadach postawy i o tym by konsultować dziecko ze specjalistą jeśli zobaczymy niepokojące objawy. A tym czasem bacznie obserwujcie swoje Maluszki i Starszaki i miejcie z tyłu głowy, że z obniżonym napięciem da się żyć- choć bywa trochę „pod górkę”.

Piśmiennictwo:

Prusiński A.(1983). Podstawy neurologii klinicznej. Warszawa PZWL.
Sweiman K. (2006) Swein K. w Muscular tone and gait disturbances (tom 1). Philadelfia:Mosby Elsevier
Malina RM. Motor Development during infancy and early childhood: overview and suggested directions for research. International Journal of Sport and Health Science 2004; 2: 50-66.

Rozwój mowy to nie tylko słowa. Od jedzenia do mówienia

W gabinecie logopedycznym coraz częściej obserwuję, że deficyty artykulacyjne u dzieci często mają podłoże w nieprawidłowościach sensomotorycznych aparatu orofacjalnego. Wobec tego należy zwiększyć świadomość wśród rodziców i opiekunów dotyczącą tego, że czynności, które są związane z przyjmowaniem pokarmów wpływają także bezpośrednio na sprawność aparatu artykulacyjnego. Poniżej postaram się wyjaśnić jaki wpływ ma przebieg ssania, gryzienia, żucia, połykania i oddychania na późniejszy rozwój artykulacji dziecka.

Ale od początku. Dzieci dostarczają sobie stymulacji dotykowej jeszcze w okresie niemowlęctwa na przykład poprzez wkładanie rączek i przedmiotów do buzi, co wpływa także na odwrażliwienie wnętrza jamy ustnej.

Dzięki takiej autostymulacji oralnej, podczas której maluszek oswaja się z obecnością  paluszków lub przedmiotów w buzi, przesuwa granicę odruchu wymiotnego w kierunku gardła. 

Niemowlęta poprzez autoeksplorację oralną poznają wielkość, kształt i smak przedmiotu, który wkładają do ust. Takie doznania sensoryczne, które towarzyszą autostymylacji oralnej przygotowują dziecko do jedzenia, picia, a także wydawania dźwięków artykulacyjnych.

„Niemowlę rozwija mięśnie ustno-twarzowe przez ssanie i połykanie, a później przez gryzienie i żucie. Tego rodzaju aktywności sensoryczno-motoryczne stanowią podstawę tworzenia się pierwszych wokalizacji i rozwoju mowy (artykulacji).”[1]

Czynność ssania to odruch wrodzony i fizjologiczny. Jest to najsilniejszy i zapewniający przeżycie, naturalny odruch dziecka. Pojawia się już w życiu płodowym (ok. 17 tyg. ciąży) i wówczas dziecko potrafi ssać własny palec, natomiast pełna reakcja ssania, która polega na koordynacji ssania, połykania i oddychania pojawia się ok. 32. tyg. ciąży. Wobec tego, większość dzieci po urodzeniu jest przygotowana do ssania piersi.

Możemy spotkać się z dwoma określeniami ssania – ssanie odżywcze i ssanie nieodżywcze.

Ssanie odżywcze wymaga od niemowlaka skoordynowanej czynności ssania-oddychania-połykania podczas pobierania pokarmu.

Ssanie nieodżywcze nie przynosi dziecku walorów odżywczych, natomiast daje poczucie bliskości i bezpieczeństwa, pomaga niemowlakowi w samoregulacji i w regulacji systemu sensorycznego. Dziecko w ten sposób ssie najczęściej opróżnioną pierś mamy, smoczek lub kciuka.

Odruch ssania jest niezwykle istotnym elementem prawidłowego rozwoju umiejętności jedzenia dziecka, a ssanie piersi to najlepsza forma kontaktu dotykowego noworodka z matką. Podczas aktu ssania wzmacniają się mięśnie, które używane są także przy połykaniu – mięśnie okrężne warg, mięśnie języka i podniebienia oraz mięśnie policzkowe. Dzięki temu odbywa się także trening oddychania przez nos. Odruch ssania wygasa po 1 r.ż. i według zaleceń WHO[2], dziecku po ukończeniu 1. r.ż. nie należy podawać pokarmów ani płynów przez butelkę ze smoczkiem. Dziecko powyżej 1 r.ż. pijąc z butelki ze smoczkiem lub z butelki z twardym ustnikiem (tzw. kubka niekapka lub butelki z dzióbkiem) nie ćwiczy prawidłowego sposobu oddychania, a ponadto utrwala odruch ssania (który powinien już zaniknąć) i utrwala niemowlęcy typ połykania (to sposób połykania śliny z językiem położonym płasko na dnie jamy ustnej). Długotrwałe używanie smoczka może prowadzić do wad zgryzu, których następstwem mogą być wady wymowy, w tym także może doprowadzić do międzyzębowej realizacji głosek.

Konieczność wprowadzenia produktów uzupełniających wynika z tego, że dziecko ma coraz większe zapotrzebowanie na składniki odżywcze, których już samo mleko nie może zaspokoić. WHO[3] zaleca, aby dzieciom około 6.-7. ms. ż. zacząć wprowadzać pokarmy stałe (uzupełniające), przy jednoczesnym zachowaniu karmienia piersią. W tym czasie dziecko uczy się akceptować pokarmy o innej konsystencji niż płynna czy papkowata, a także nabywa nowe umiejętności oralne.

Pierwsze produkty uzupełniające wprowadzamy do diety dziecka, podając je łyżeczką, gdy dziecko opanuje tę umiejętność, jest to również dobry moment na to, by rozpocząć naukę picia z kubka otwartego.

Jednym ze sposobów wprowadzania pokarmów uzupełniających jest Baby Led Weaning (BLW). Metodę BLW można wprowadzić dziecku, które potrafi samodzielnie siedzieć (czyli ok. 6.-7. ms. ż.), podaje się wówczas różne pokarmy stałe w takiej postaci, by mogło je samodzielnie chwycić rączką. W tym czasie dziecko w dalszym ciągu jest karmione piersią lub produktem, który zastępuje kobiece mleko.

Pierwszą próbę picia z kubka otwartego (początkowo trzymanego dziecku przez osobę dorosłą) można rozpocząć już po 6. ms. ż., jednak doskonalenie tej umiejętności następuje wraz z rozwojem psychoruchowym, gdy dziecko stabilnie i samodzielnie siedzi. Dziecko pijąc z kubka otwartego zdobywa nowe umiejętności i uczy się dojrzałego typu połykania, podczas którego łuki zębowe są zwarte, a koniec języka opiera się na przedniej części podniebienia łuków zębowych. Jeśli jednak dziecko ma trudności z piciem z kubeczka, to warto rozpocząć naukę tej umiejętności od kubków treningowych polecanych przez logopedów. Podczas spacerów czy podróży dobrym rozwiązaniem są bidony z rurką, ale należy mieć na uwadze to, by słomka nie była wsuwana między zęby czy dziąsła tylko, aby została w przedsionku jamy ustnej.

*Pamiętajmy jednak, że dziecko będące wcześniakiem, a także dziecko z wyzwaniami rozwojowymi ma mniejszą gotowość do karmienia i w związku z tym wymaga indywidualnych rozwiązań, dostosowanych do ich możliwości i ograniczeń.

Czynności gryzienia i żucia (obok picia z kubka otwartego), są najtrudniejszymi umiejętnościami związanymi z przyjmowaniem pokarmów. Dziecko nabywa te umiejętności w naturalny sposób, przechodząc stopniowo przez wszystkie etapy rozwoju czynności pokarmowych. Początkowo dziecko może mieć trudności ze spożywaniem pokarmów wymagających żucia lub gryzienia, ale zbyt długie podawanie dziecku zmiksowanych lub papkowatych posiłków wpływa negatywnie na rozwój jego mowy.

Nauka żucia naturalnie najlepiej przebiega pomiędzy 6. a 10. ms. ż. dziecka, a gryzienie do końca 2. r. ż.

Aby wspomóc czynność umiejętności gryzienia i żucia, podajemy dziecku coraz twardsze produkty. Dziecko u  którego pojawiły się już zęby trzonowe, jest w stanie samodzielnie przygotować pokarm do połknięcia, poprzez zmielenie i zmiażdżenie go w buzi. Wobec tego dziecko w tym czasie jest już w stanie samodzielnie przetworzyć sobie pokarm do papkowatej konsystencji.  Dziecko, które spożywa twardsze pokarmy, dzięki umiejętności żucia zapobiega próchnicy, stłoczeniom zębów, wadom zgryzu, a także dostarcza sobie wielu bodźców sensorycznych i stymuluje rozrost szczęk.

Brak umiejętności gryzienia i żucia powoduje:

  • nieprawidłowo rozwinięte uzębienie,
  • obniżenie napięcia mięśniowego warg, języka, policzków,
  • nadwrażliwość jamy ustnej,
  • brak stymulacji czynności żuchwy,
  • wady zgryzu,
  • infantylne połykanie.

Podsumowując, dziecko podczas jedzenia i mówienia uczy się koordynacji mięśniowej, a przebieg ssania, gryzienia, żucia, połykania i oddychania to pierwszy, naturalny trening narządów mowy każdego człowieka, mający wpływ na późniejszy rozwój artykulacji.

Artykuł napisany przez logopedę Paulinę Mistal.

Jeśli chcecie wiedzieć więcej- zapraszam Was do śledzenia profilu Pauliny- pani logopedyczna na Facebooku i Instagramie. ⬅Kliknij

Bibliografia:

  1. Pluta-Wojciechowska D., 2017, Dyslalia obwodowa. Diagnoza i terapia wybranych form zaburzeń, Bytom
  2. Machoś M., Czajkowska M., 2019, Ssanie bez tajemnic, Zabrze.
  3. Kaczorowska-Bray K., Milewski S., 2016, Wczesna interwencja Logopedyczna, Gdańsk.
  4. Mistal P., 2019, Na co uważa gdy dziecko uczy się mówić?, Lublin
  5. Szajewska H., Socha P., Horvath A.,, Rybak A., Dobrzańska A., Katarzyna Borszewska-Kornacka M., Chybicka A., Czerwionka-Szaflarska M., Gajewska D., Helwich E., Książyk J., Mojska1 H., Stolarczyk A., Weke H., 2016, Zasady żywienia zdrowych niemowląt. Zalecenia Polskiego Towarzystwa Gastroenterologii, Hepatologii i Żywienia Dzieci
  6. Stanowisko Amerykańskiej Akademii Pediatrii  w sprawie karmienia piersią 2012

[1] M. Matyja I. Doroniewicz, Neurorozwojowe podstawy rozwoju mowy i terapii logopedycznej, (w:) K. Kaczorowska, S. Milewski, Wczesna interwencja logopedyczna, Gdańsk 2016, s. 58.

[2] Dane z „Zasady żywienia zdrowych niemowląt. Zalecenia Polskiego Towarzystwa Gastroenterologii, Hepatologii i Żywienia Dzieci”

[3]  Zob. „Zasady żywienia zdrowych niemowląt. Zalecenia Polskiego Towarzystwa Gastroenterologii, Hepatologii i Żywienia Dzieci”.

Co Ty wiesz o chodzikach?

Zacznę od początku

Kiedy zakładałam bloga, jednym z moich założeń było nie powielanie zbyt oczywistych tematów typu „nie sadzanie dziecka, które nie siedzi samodzielnie” czy „ używanie chodzików”. Ale nie da się, naprawdę się nie da! ?

Jest rok 2020. Na jednej z grup dla mam widzę post „Jaki chodzik wybrać dla dziecka. Tylko proszę bez hejtu” (oznacza to, że mama zna konsekwencje, mimo wszystko chce zafundować dziecku taki wynalazek) lub wiadomości „Pani Asiu, ja wiem, że chodzik to samo zło, ale mama nie daje mi spokoju i nalega bym kupiła małemu chodzik” (dodam, że mały ma 6 miesięcy) czuję się w obowiązku poruszenia tematu mimo wszystko.

I co ja na to?

Będę szczera. Myślałam, że temat chodzików jest oczywisty. Chciałam tak bardzo udowodnić, że używanie chodzików nie wnosi niczego dobrego do rozwoju dziecka i przedstawić Wam milion badań o ich szkodliwości, a okazuje się, że nie wiedziałam wszystkiego. Przyznaję, że wcześniej nie miałam takiej potrzeby, żeby sprawdzać doniesienia naukowe potwierdzające szkodliwość używania chodzików- uznałam, że jest to tak jałowy pomysł, że nigdy nie podjęłam się takiej czynności, aż do dziś, kiedy to postanowiłam poruszyć temat chodzików.

Co z badaniami naukowymi w tym temacie?

Dotarłam do kilku badań, które niestety ku mojemu zdziwieniu nie wnoszą niczego pozytywnego do nauki (z mojego punktu widzenia). Większość badań robiona jest na małych próbach, na zbyt różnorodnych grupach, braku grupy kontrolnej lub z brakami w danych (np. brakuje informacji jak często dziecko używało chodzika- a to według mnie BARDZO istotna informacja) i niestety większość takich badań nie potwierdza jakoby używanie chodzika miało wpływ np. na chód. Pytanie na ile takie badania były rzetelne?

Istnieją też badania, które dowodzą, że używanie chodzików opóźnia osiąganie poszczególnych umiejętności ruchowych dziecka, takich jak czworakowanie czy samodzielne chodzenie.

Nie oszukujmy się. Stworzenie idealnych badań w tym temacie byłoby bardzo trudne, chociażby ze względów etycznych. W związku z tym możemy, albo musimy polegać na wiedzy czysto medycznej- mówiąc ściślej biomechanicznej.

Wiedza BARDZO mocno się rozwinęła i nie tylko w internetach głośno o niekorzystnym wpływie stosowania chodzików, ale też (mam nadzieję, że tak jest wszędzie) coraz więcej lekarzy nie zaleca stosowania tego typu sprzętów.

Co więc złego w stosowaniu chodzików?

Na całe szczęście moi Rodzice oszczędzili mi doznań chodzikowych. Nie wiem czy jeszcze nie był to modny gadżet, czy może w ogóle nie dotarł do naszego rejonu. Ale pamiętam, że będąc małą dziewczynką miałam okazję obserwować rozwój młodszych dzieci sąsiadów. Pamiętam, że każde z nich używało chodzika (nawet tego samego). Oczywiście wtedy myślałam, że tak ma być, ba wręcz pamiętam, że był to gadżet prestiżowy- rodem z USA :)???

A będąc przy temacie USA, nie sposób nie wspomnieć o fakcie, że Amerykańska Akademia Pediatryczna uznała chodziki za niebezpieczne dla zdrowia i życia dziecka, a nawet zadecydowała o zakazie ich sprzedaży.

Warto w takim wpisie nadmienić o tym, co złe w chodziku, bo listę zalet już wymieniłam we wpisie na Facebooku- zalet jest mnóstwo- dla zapracowanego i zmęczonego rodzica, dla którego chodzik będzie niewątpliwym wybawieniem.

Co widzi moje fizjoterapeutyczne oko patrząc na dziecko brykające w chodziku?

  • Złe ustawienie miednicy (w przodopochyleniu), czyli brzuszek wysunięty do przodu- a jak brzuszek wysunięty do przodu to nie tylko słabe mięśnie- właśnie brzucha, ale też pogłębiona lordoza lędźwiowa, czyli najprościej mówiąc plecy w dolnym odcinku kręgosłupa wygięte do przodu. Nie wchodząc zbyt głęboko w anatomię- złe obciążenie kręgosłupa, a jak wiemy kręgosłup jest tylko jeden, więc nie warto fundować takich atrakcji już na początku rozwoju.
  • Nieprawidłowe obciążenie stóp. W warunkach prawidłowego chodu dziecko ma możliwość postawienia całej stopy na podłożu. Kiedy natomiast zaczyna przyspieszać przenosi ciężar ciała na przednią część stopy. Stojąc w chodziku dzieci najczęściej przy próbie przyspieszenia odpychają się paluszkami stóp, bo tak jest najłatwiej. Dziecko nie ma jeszcze wyobrażenia o tym jak powinien ten ruch wyglądać, dlatego dostaje o tym informację, ale ta informacja jest błędna.
  • Problemy z przenoszeniem ciężaru ciała. Cały rozwój dziecka to ciągłe przenoszenie ciężaru ciała. Raz na prawą stronę, raz na lewą. Przenoszenie ciężaru ciała wykorzystujemy na każdym etapie rozwoju. Obracanie się, pełzanie, czworakowanie, chodzenie.
  • Ograniczenie rotacji w tułowiu. Rotacja czyli skręt tułowia jest ogromnie ważny w naszym rozwoju. Nie myślimy o tym na co dzień, ale rotację wykorzystujemy każdego dnia, chociażby w trakcie chodu. Małe dziecko, które zaczyna swoją motoryczną przygodę rotuje swoje ciało nie tylko podczas obrotów, ale też pełzania, czy czworakowania. To dzięki rotacji może wzmacniać bardzo ważne mięśnie, które stabilizują kręgosłup. W chodziku nie ma większej potrzeby rotacji, ponieważ można odwrócić się na małych kółeczkach chodzika.
  • Późniejsze problemy z równowagą. Jak wiemy prawidłowa równowaga jest nam niezbędna do chodu. Wyróżniamy równowagę statyczną, która pozwala nam panować nad ciałem, które jest w bezruchu oraz równowagę dynamiczną, która to jest kontrolą ciała w ruchu. Chodzik nie pomaga w osiąganiu ani jednej ani drugiej równowagi. Dziecko nie ma możliwości odzyskiwania równowagi, kiedy ją utraci (pisząc językiem kolokwialnym). Normalnie kiedy nasze ciało zostanie wytrącone z równowagi, najczęściej upadamy lub staramy się odzyskać równowagę. W chodziku najczęściej zatrzymujemy się na najbliższym przedmiocie.
  • Niekorzystny wpływ na schemat ciała. Schemat ciała jest ogromnie ważny w nauce nowych umiejętności. Nie znając do końca naszego ciała, jego granic nie jesteśmy w stanie w prawidłowy sposób zaplanować ruchu.
  • Ograniczenie doznań sensoryczno-motorycznych. Tutaj mogłabym wymieniać w nieskończoność co tak naprawdę chodzik zabiera dziecku. Począwszy od dotykania różnorodnych faktur, które zazwyczaj dziecko napotyka na swojej drodze, poznawanie kształtów, czy tez motorycznie wspinanie się na schody.

Zanim niemowlę zacznie chodzić…

No właśnie! Zanim człowiek osiągnie daną umiejętność ruchową np. chód musi przejść pewną drogę, składającą się z następujących elementów:

  • Mobilność – czyli zdolność przyjęcia danej pozycji. To nic innego jak fakt, że najpierw dziecko musi SAMO wstać, dojść do danej pozycji (no właśnie- kolejny temat- nie stawiamy dziecka!).
  • Stabilność – nic innego jak zdolność stabilizacji pozycji oraz jej kontrola. Stabilność nastąpi wtedy gdy mały człowiek wspinając się przy meblach, czy kolanach rodzica, któregoś dnia, po wielu próbach nagle postanowi oderwać rączki od podparcia i stanie samodzielnie. Stanie się to dzięki mocnym mięśniom, które odpowiadają za utrzymanie postawy. A teraz wyobraźcie sobie takie niegotowe mięśnie włożone do chodzika…. brrrr…Oczywiście dziecko potrzebuje trochę czasu (jedne dzieci więcej inne mniej), by pozostać w tej pozycji by nagle pojawił się kolejny element…
  • Mobilność na stabilności – czyli zdolność wykonywania ruchu przy utrzymywaniu stabilnej pozycji ciała. I to jest właśnie to co jest nam potrzebne. Mały człowiek stał się stabilny więc rusza w drogę. Ale zanim się to stanie…
  • Nastąpi kontrolowana mobilność czyli zręczność – jest to zdolność poruszania się z zachowaniem prawidłowej zależności pomiędzy mobilnością a stabilnością, a także z uwzględnieniem podwójnych zadań.

Jak sami widzicie droga do osiągnięcia umiejętności samodzielnego chodu nie jest krótka. W przeciwieństwie chodzenia w chodziku, które nie uwzględnia wielu aspektów. Dziecko nie osiąga mobliności ponieważ to rodzic wkłada je do chodzika, nie osiąga stabilności, ponieważ to chodzik jest stabilny, a mobilność na stabilności to właśnie chód na oślep, o reszcie nie wspomnę.

Moja refleksja

Przykry jest fakt, że z chodzików korzystają zdecydowanie za małe niemowlęta, ponieważ nawet… 4 miesięczne, co mi jako fizjoterapeucie mrozi krew w żyłach.

Trudno to sobie nawet wyobrazić, ale wśród dotychczasowych badań znajdziemy również grupy badane składające się z niemowląt 3-4 miesięcznych. I ja sama bym w to nie uwierzyła gdybym któregoś dnia nie spotkała na swojej drodze zawodowej rodziców maluszka, którego starszy brat był wkładany do chodzika w wieku 5 miesięcy.

Co zamiast chodzika?

Dla mnie jako terapeuty, który zajmuje się wspieraniem rozwoju dziecka oczywistym jest, że podłoga to najlepsze środowisko dla maluszka, który chce i powinien poznawać świat. Więcej o tym napiszę w osobnym poście.

Literatura:

  1. Kauffman Ib, Ridenour M. Influence of an infant walker on onset and quality of walking pattern of locomotion: an electromyographic investigation. Percept Mot Skills 1977;45(3f):1323-9.12.
  2. Ridenour MV. Infant walkers: developmental tool or inherent danger. Percept Mot Skills 1982;55(3f):1201-2.13.
  3. Crouchman M. The effects of babywalkers on early locomotor development. Dev Med Child Neurol 1986;28(6):757-61.14.
  4. Thein M, Lee J, Tay V, Ling S. Infant walker use, injuries, and motor development. Inj Prev 1997;3(1):63-6.15.
  5. Garrett M, McElroy A, Staines A. Locomotor milestones and babywalkers: cross sectional study. BMJ 2002;324(7352):1494.16.
  6. Schopf PP, Santos CC. The influence of baby walker usage in the sensory motor development of children at schools in early childhood education. J Human Growth Develop 2015 Oct 20;25(2):156-61.
  7. https://pediatrics.aappublications.org/content/108/3/790

Spowijanie okiem fizjoterapeuty

Swaddling czyli otulanie jest metodą, która swoje początki upatruje znacznie wcześniej niż mogłoby się wydawać, bo już w erze paleolitu (?ale nie o historii tutaj).

Najczęściej swaddling definiuje się jako ścisłe otulanie noworodka w celu zapewnienia mu warunków podobnych do tych, które panowały w brzuchu mamy.

I może przejdę do konkretów, ponieważ nigdy do mnie to nie przemawiało. Fakt, że dziecko znajdując się w łonie matki doznaje zupełnie innych warunków niż na zewnątrz, ale czy otulanie jest w stanie je zapewnić?

W końcu otulone dziecko zazwyczaj odkładane jest do swojego łóżeczka. I tutaj pytanie, co z bliskością, której dziecko doświadczało przez 9 miesięcy? Czy aby to nie jest kluczowe? Myślę sobie, że mówiąc o warunkach podobnych do tych panujących w łonie matki, słowo „podobne” jest tutaj mocno nad wyraz. W końcu w brzuchu mamy maleństwo może dotknąć swojej twarzy, tułowia, possać kciuka. Mimo tak ograniczonej przestrzeni paradoksalnie ma swobodę ruchów?

Jako, że jestem fizjoterapeutką i moja praca opiera się na ruchu, muszę zacząć od wad tej metody i na pierwszy plan wysunąć oczywiście ograniczanie ruchu.

O tyle o ile maluszek jest jeszcze noworodkiem i nie do końca potrafi „kierować” swoim ciałem, sytuacja jest prostsza. Niestety nie rodzimy się ze zbudowanym schematem ciała i tutaj trudniej robi się, gdy dzidziuś zaczyna poznawać swoje ciało.

Fakt, że „latające” dookoła rączki, które bardzo często wybudzają też nie są niczym miłym, ale według mnie (podkreślam „według mnie”) są inne metody, które pozwalają „zapobiegać” takiej sytuacji, np. kangurowanie, chustowanie, czy zwykłe przytulenie?

Niektórym dzieciom pomaga delikatne przytrzymanie rączek w fazie zasypiania, kiedy to ich aktywność jest największa. Mimo wszystko dziecko może czuć ciepło i bliskość rodzica, nie zaś wyłącznie kawałek materiału, który oplata jego malutkie ciałko.

Wśród wad nie sposób wspomnieć o bioderkach maluszka, które w żadnym wypadku nie powinny być wyprostowane!!! Pamiętajmy, że w pierwszym miesiącu życia dziecka obserwujemy pozycję zgięciową. Wspomnę, u że dzieci, które są w grupie ryzyka dysplazji bioder, nawet jednorazowe wyprostowanie nóg może niekorzystnie wpłynąć na rozwój stawów biodrowych!

Co mnie jako fizjoterapeutę nie przekonuje do spowijania, to wpływ tej metody na odruch Moro, który wyzwala się przy nagłym dźwięku  czy zmianie pozycji w postaci odwiedzenia i częściowego wyprostu kończyn (faza I), a potem zgięcia i przywiedzenia (faza II). Zanika on zwykle po ukończeniu 3–5 miesiąca życia.

 

Układ nerwowy dojrzewa piętrami, to znaczy, że najpierw w rozwoju dominuje aktywność odruchowa, by stopniowo kontrolę przejmowały wyższe piętra układu nerwowego. Pytanie, czy „blokowanie” takiej aktywności odruchowej na etapie gdy jej występowanie jest normą, jest dobre?

Mówi się też o większym ryzyku śmieci łóżeczkowej, ale badania są sprzeczne, dlatego tej wady nie będę poddawać dyskusji.

Na deser zostawiam zalety, wśród którym prym wiedzie uspokojenie się dziecka, a co za tym idzie spokój rodzica. Jak możemy się domyśleć nieskoordynowane ruchy rąk dziecka zostają poskromione, pewna dawka czucia głębokiego dostarczona, stąd i łatwiejsze zasypianie i spokojniejszy sen.

Myślę, że spowijanie czy otulanie w otulaczu jest bardzo dużym ułatwieniem głównie dla rodzica, który może spać spokojnie ?

Wybór oczywiście należy do rodzica. Przed jego dokonaniem warto znać wady i zalety, ale też dostępne na rynku artykuły przeznaczone do stosowania tej metody. Nie bez znaczenia jest materiał, z którego wykonany jest otulacz- koniecznie taki, który nie będzie przegrzewał dziecka, jak również to by nie krępował nóg (pamiętajmy o biodrach!).

Na koniec dodam, to co zawsze powtarzam przede wszystkim bezpieczeństwo dziecka. Najlepiej spowijać maleństwo w pierwszych tygodniach życia. Pamiętajmy, że z upływem czasu niemowlę poznaje swoje ciało, więc krępowanie rąk będzie utrudniało ten piękny proces.

Ponadto nie należy stosować tej metody u niemowląt, które się obracają. Jest to moment, w którym bezwzględnie należy zaprzestać spowijania.

I to co ważne z fizjoterapeutycznego punktu widzenia- umiar w stosowaniu tego typu „pomocy”. Pamiętajmy, że każde dziecko jest inne i to co jednemu pomaga, niekoniecznie będzie dobre u drugiego. Cytując moją koleżankę „co działa w maju nie działa w czerwcu”- tego też bądźmy świadomi.

Patrzmy na dziecko i podążajmy za jego potrzebami. To co ja polecam to nade wszystko bliskość, bliskość i bliskość.

Literatura:

Michałowicz R., Jóźwiak S. Neurologia dziecięca. Elsevier Urban & Partner. Wrocław 2000.

Swaddling: a systematic review.van Sleuwen BE1, Engelberts AC, Boere-Boonekamp MM, Kuis W, Schulpen TW, L’Hoir MP.Pediatrics. 2007 Oct;120(4):e1097-106.

Safe Swaddling and Healthy Hips: Don’t Toss the Baby out With the Bathwater: In Reply Susan T. Mahan and James R. Kasser Pediatrics May 2008, 121 (5) 1077

Dyspraksja – Syndrom Niezdarnego Dziecka

Czy wykonując codzienne czynności zastanawiacie się nad planem działania?? Nie sądzę.

Myślenie o zadaniu jest potrzebne w trakcie podejmowania decyzji dotyczącej zrobienia czegoś, natomiast w trakcie wykonywania czynności nie jest zbyt przydatne. Często robimy coś automatycznie. Ale aby tak się działo, potrzebujemy dobrej integracji sensorycznej. Dziecko (czy osoba dorosła) z dyspraksją nie ma tej swobody.

Co właściwie kryje się pod trudnym pojęciem dyspraksji???

Tak naprawdę są to trudności w planowaniu i wykonywaniu w prawidłowej sekwencji niewyuczonych zachowań motorycznych.

Czym właściwie są owe zachowania motoryczne?

No właśnie… To nie tylko umiejętność chodu, skakania, czy wdrapywania się po drabince. Dyspraksja może dotyczyć zarówno dużej motoryki (czyli wszystko co związane z ruchem, poruszaniem się, a nawet bardzo ważne- ubieraniem się itd.), ale również małej motoryki– i tutaj to co bardzo istotne-  pisanie czy czynności takie jak zapinanie guziczków, nawlekanie koralików, wiązanie sznurówek i wszystkie te „robótki ręczne”. Ponadto dyspraksja może dotyczyć motoryki oralnej, czyli uproszczając chodzi o mowę ?

Dużo tego co? Właściwie można powiedzieć prawie wszystko co nam potrzebne do życia. Teraz pytanie, czy temat w ogóle jest istotny? Według mnie tak!

Przypominają mi się lekcje wychowania fizycznego w podstawówce, kiedy to pani zadaje ćwiczenie i gdzieś tam w rogu stoi przysłowiowy Jaś, który robi wszystko na opak! ??

Właściwie problem nie dotyczy tylko dzieci, wystarczy wejść na zajęcia Zumby lub fitness ??‍♀️

To co jest bardzo ważne: z dyspraksji się nie wyrasta! Więc sensowne zdaje się tu być powiedzenie” czego Jaś się nie nauczył, tego Jan nie będzie umiał”.

??????
To z tych smutniejszych aspektów dyspraksji, a z tych pozytywnych to fakt, że dzieci z dyspraksją to najczęściej bardzo bystre jednostki?

Jak to działa?

Gdy inteligentne dziecko z dyspraksją widzi, jak inne dzieci się czymś bawią, jest w stanie pojąć, co one robią, natomiast nie będzie potrafiło zaplanować swojej zabawy. ??Często kończy się to w ten sposób, że chęć zabawy danym przedmiotem sprawia, że dziecko ciągnie lub pcha zbyt mocno i w ten sposób niszczy dany przedmiot ?

Dziecko z dyspraksją ma słabsze poczucie własnego ciała i tego co jego ciało potrafi. Nie zdaje sobie sprawy, że ma tyle możliwości dobrej zabawy.

Co dalej?

Warto wiedzieć co będzie pogłębiać dyspraksję, a więc czego unikać.
??????

⭐Po pierwsze brak doświadczeń sensoryczno-motorycznych. Jest to chyba oczywiste, jeśli dziecko nie eksploruje otoczenia, to jak ma się czegoś nauczyć?

⭐ Po drugie wyręczanie dziecka. Myślę, że tutaj nie muszę rozwijać. Dodam tylko, że nasz mózg uczy się poprzez doświadczenie, im mniej możliwości by coś zrobić, tym mniejsze szanse, że się tego nauczę?

⭐ Po trzecie (to jest powiązane z poprzednim)- unikanie aktywności, czyli brak treningu (dobrze ktoś powiedział trening czyni mistrza)??

⭐ Po czwarte, negatywne wzmocnienia. Ponieważ uwielbiam przekładać przykłady na nasz dorosły świat, powiem tak: wyobraź sobie pierwszy dzień w pracy, kiedy nie do końca Ci coś wychodzi, a Twój nowy szef zamiast Cię pozytywnie podbudowywać mówi same negatywy. Chce Ci się starać???

⭐ Po piąte- wymagania niedostosowane do możliwości dziecka. Cóż, w dzisiejszym świecie, to chyba nie jest takie proste i oczywiste dla rodziców. Myślę, że można skopiować tutaj przykład z pierwszym dniem pracy i obowiązkami, których nie jesteś w stanie wykonać. W pewnym momencie możesz po prostu poczuć, że się do tego nie nadajesz i nie ma sensu tego robić!

Jak zobaczyć, że coś jest nie tak?

Na koniec myślę, że warto wspomnieć o pierwszych objawach dyspraksji. Ponieważ to nie prawda, że możemy ją zauważyć dopiero w przedszkolu, gdy pani z gimnastyki pokazuje ćwiczenia, a Jaś się gubi. Pierwsze objawy możemy zauważyć w niemowlęctwie. Najczęściej jest to opóźniony rozwój ruchowy. Dziecko później zaczyna osiągać poszczególne etapy rozwoju, później (lub wcale) czworakuje. Oczywiście jeśli niemowlę wykazuje opóźniony rozwój ruchowy nie oznacza to, że zawsze rozwija dyspraksję (zachowajmy zdrowy rozsądek). Nie mniej jednak należy dziecko obserwować. Podobnie z rozwojem mowy, czy też zabaw konstrukcyjnych, takich jak budowanie z klocków, tworzenie torów przeszkód, ale to już u nieco starszego malucha.

Pamiętajmy, że dzieci z dyspraksją wkładają w opanowanie nowych umiejętności znacznie więcej wysiłku niż ich rówieśnicy. Częściej narażone są na porażki, dlatego też zwykle też wycofują się z podjęcia działań. Wiele spośród nich jest labilnych emocjonalnie, a nawet najmniejszy bodziec może wywołać mnóstwo negatywnych emocji.

Tak naprawdę nauka nowych umiejętności teraz- to inwestycja w budowanie wiary we własne siły w przyszłości. Nie odbierajmy tego dzieciom z dyspraksją.

Myślę, że trzeba podsumować temat strategiami jak pomóc dziecku z dyspraksją? O tym w kolejnym artykule.

Źródło:
A.Jean Ayres. Dziecko a integracja sensoryczna. Harmonia Universalis. Gdańsk 2015.
Z.Przyrowski Integracja Sensoryczna. Wprowadzenie do teorii, diagnozy i terapii 2006 Warszawa

Jakie zabawki wybrać na prezent świąteczny dla maluszka?

Powoli zbliża się czas przedświątecznych zakupów, tym samym pytania rodziców: „Co kupić dziecku?”

Oczywiście wybór jest bardzo duży (może stąd takie problemy z wyborem, ponieważ jest tego coraz więcej). Zazwyczaj rodzice decydują się na klocki, puzzle, gry planszowe (to u starszaków), czy też książki.

To co ja jako mama i terapeuta SI bardzo polecam to ogniwa i piłeczki sensoryczne firmy TULLO, o których pisałam już we wpisie o zabawkach kontrastowych (wpis możecie przeczytać tutaj). Osobiście uważam, że zabawki tej firmy są bardzo dobrej jakości, wspierają rozwój sensoryczny i przede wszystkim ceny nie są wygórowane.

Zacznę od ogniw. Prezentowałam już kontrastowe ogniwa, ale dostępne są również kolorowe. Zadziwiła mnie wielofunkcyjność tego przedmiotu. Okazało się, że ze zwykłych kawałków plastiku można zrobić mnóstwo zabawek, które cieszą dzieci.

Można wykorzystywać je jako zwykły łańcuch na który dziecko patrzy, np. w wózku.

Świetne jest to, że to zabawka, która może przejść mnóstwo transformacji. Możemy zmieniać ustawienie kolorów, modyfikować na różne sposoby i co ważne zaczepiać je prawie wszędzie.

Pojedyncze ogniwa mogą służyć jako zawieszki dla innych zabawek ?? Dla mnie jest to super sprawą, ponieważ nie każdą zabawkę da się powiesić…

? Czasami przydaje się nie tylko do zawieszania zabawek ?

Dużą zaletą ogniw są różne faktury. Każdy element ma jakąś fakturę lub jest gładki.

Oprócz ogniw uważam, że na uwagę zasługują piłeczki sensoryczne. Mamy właściwie chyba wszystkie rodzaje. Myślę, że tutaj nie muszę się rozpisywać. Każda faktura jest inna. Kolorystyka też jest bardzo różna, dodatkowo też piłeczki mają różną strukturę, jedne są bardziej twarde inne miękkie. Niektóre z nich też wydają dźwięki. Dla mnie to szczególnie ważne, gdy badam dziecko. Mogę użyć jednej zabawki do zbadania dwóch zmysłów jednocześnie. Podobnie z zabawą 🙂 Dlatego polecam ten produkt.

Widzę też, że piłeczki cieszą się dużym zainteresowaniem wśród moich koleżanek po fachu, które wybierają je nie tylko do gabinetu, ale też dla własnych maluszków.

O jakości chyba już nie muszę wspominać. Nie są to piłeczki ze sklepu chińskiego czy zoologicznego (tak, tak, tam też można kupić piłeczki).

Jeśli chcecie poznać więcej podobnych produktów odsyłam do strony firmy TULLO: https://tullo.pl/

Leżenie na brzuszku- najczęstsze błędy

W ramach akcji #MaluszkiNaBrzuszki poruszyłam kilka kwestii:

✅Dlaczego leżenie na brzuszku jest tak ważne?

✅ Dlaczego nie wszystkie maluszki lubią leżeć na brzuszku?

✅ Co zrobić gdy dziecko nie chce leżeć na brzuszku i jak zachęcić maluszka do tej aktywności?

❎Nadszedł czas na podsumowanie wpisem o najczęściej popełnianych przez nas błędach. W końcu każdy ma prawo się mylić, ale… nie ten, który przeczyta ten wpis ?Tak więc czytasz na własną odpowiedzialność?

LISTA NAJCZĘŚCIEJ POPEŁNIANYCH BŁĘDÓW:

1.Zbyt wysoko uniesiona zabawka lub twarz rodzica

Jeśli maluch już leży na brzuszku, pamiętajmy o tym by punkt, na który patrzy znajdował się na wysokości wzroku nigdy wyżej ❗Będziemy zapobiegać niepotrzebnemu odchylaniu główki dziecka do tyłu.

2. Niewygodny strój

Oczywistą sprawą jest, że gdy idziemy siłownię, czy fitness nie zakładamy sukienki, czy obcisłych jeansów z ćwiekami (może trochę przesadziłam z tymi ćwiekami)?

❌❌❌Nie róbmy więc tego naszym dzieciom. Jeśli już mamy ochotę ułożyć je w tej trudnej pozycji, zadbajmy o wygodny strój. Piękne sukieneczki z mnóstwem falbanek czy guziczkami, które wbijają się w brzuszek zostawmy na inne okazje. Zwróćmy też uwagę na często ubierane dzieciom pajacyki/śpioszki, szczególnie na to, czy nie są za małe i nie powodują ograniczenia ruchu. Generalnie nie jestem zwolenniczką zakładania dzieciom tego typu ubranek w czasie ich aktywności.

3. Niewystarczająca motywacja

Jeśli mamy do czynienia z bobasem, który niekoniecznie przepada za tą pozycją, pamiętajmy, że kluczem do sukcesu jest dobra motywacja ??

U każdego dziecka będzie to coś innego. Może to być ciekawa zabawka lub twarz rodzica czy lusterko a dla innych kolorowa mata.

4. Nieodpowiednie podłoże

Każdy z nas chce dla maluszki jak najlepiej (szczególnie babcie? ) i zdarza się, że układamy dziecko na zbyt miękkim podłożu, co oczywiście nie jest dobrym pomysłem, podobnie jak podłoże zbyt twarde. Najlepiej gdy to jest średnio twarda powierzchnia (mata lub grubszy kocyk ułożony na dywanie).

I tutaj UWAGA❗❗❗ U dzieci starszych, które już potrafią przyciągać kocyk do siebie- musimy z niego zrezygnować.

❌Nie chcemy by dziecko uczyło się przyciągać zabawki (a tak się najczęściej dzieje), a uczyło się do nich podążać. A więc kocyki (jeśli już muszą być), to tylko u tych młodszaków??

5. Nieodpowiednia pora

No cóż… Każdy z nas ma w ciągu dnia czas, gdy jest bardziej aktywny i czas gdy opada z sił. U dzieci również trzeba zwrócić uwagę, by układanie na brzuszku nie odbywało się⬇

❌bezpośrednio po jedzeniu,
ani też
❌ bezpośrednio przed drzemką

Nikt nie lubi ćwiczyć głodny i zmęczony, dlatego szukamy odpowiedniej pory gdy dziecko jest najedzone, ale przynajmniej godzinę po jedzeniu i wyspane??

6. Brak determinacji rodzica

Oj to chyba najtrudniejsza sprawa ? Kiedy widzimy, że maluszek się denerwuje, pręży- ciężko nam pozostawać obojętnym. Niestety my również nie lubimy nadmiernie się męczyć (myślę, że większość z nas). Tylko kiedy nam przyjdzie się zmagać z jakimś wysiłkiem, jesteśmy w stanie sobie wytłumaczyć, dlaczego jest to tak ważne. Taki maluszek tego nie rozumie, dlatego musimy robić wszystko by mu pomóc i zachęcić go (można skorzystać z proponowanych przeze mnie pomysłów, które znajdziecie tutaj). Nie zrażajmy się początkowymi porażkami.

❌❌❌Oczywiście nie chodzi o to by na siłę zmuszać maluszka do leżenia na brzuszku. Ale nie próbujmy też myśleć „nie będę go układać dzisiaj na brzuszku, bo tak strasznie się denerwuje”. Pamiętajcie, że nawet minutki- jedna, dwie, trzy już wpływają na dalszy progres. To tak jakbyśmy chcieli przebiec maraton. Pewnie nikt nie zacznie treningów od przebiegnięcia 42 km za pierwszym razem, a zacznie je od najmniejszych dystansów. ??‍♀️??‍♂️

7. Za duże wymagania rodzica, co do pozostania w pozycji na brzuszku

To zupełnie przeciwna sytuacja. Dotyczy to szczególnie tych maluszków, które zaczynają swoją brzuszkową przygodę. Czasami rodzice chcą by dziecko ułożone na brzuszku od razu pozostało w tej pozycji przed dłuższy czas ⏰ lub w ogóle „pozostało”. Przypominam w tym miejscu moją złotą zasadę, „daj dziecku czas” ⏰⏰⏰

Jak wspominałam w jednym z wpisów, na początku dziecku jest trudno utrzymać tę pozycję, a co dopiero w niej pozostać. Dlatego bardzo ważne jest, szczególnie na początku układanie maluszka częściej a krócej.??

Tak więc, działajcie kochani, bądźcie czujni i nie zrażajcie się niepowodzeniami. ???

Jak zachęcić maluszka do leżenia na brzuszku ?

Nie jeden rodzic wie, jak trudno przekonać maluszka do leżenia na brzuszku (wiem to nawet ja? ). Czasami potrzeba zmodyfikować pozycję i okazuje się, że leżenie na brzuszku wcale nie jest takie trudne. Niestety czasami potrzeba czasu ⌛

Kiedy ten czas leci, skorzystaj Mamo z kilku zaproponowanych przeze mnie pomysłów?

Wspominałam we wpisie dlaczego maluszki nie chcą leżeć na brzuszku? (kliknij tutaj aby przeczytać) o tym dlaczego szczególnie tym najmłodszym niemowlętom sprawia trudność ta pozycja. Chodzi o położenie środka ciężkości, który znajduje się w okolicy szyi. U noworodka wygląda to mniej więc tak:

Czyli nóżki i rączki są zgięte. ⬆⬆⬆

W trakcie rozwoju nóżki prostują się i mamy taki oto obraz bobasa:

Niestety nadal może być ciężko ?

Dlatego pierwszym pomysłem będzie:

1.Wysunięcie łokci przed linię barków:

Na początek można użyć zwinięty kocyk, który wkładamy pod klatkę piersiową:

Dążymy do tego by maluch sam utrzymał łokcie na wysokości barków lub tuż przed nimi (co jest trudniejsze).

Jak widzimy na zdjęciu wyżej, dla maluszka ta pozycja nadal jest bardzo trudna, dlatego kolejnym sposobem, będzie:

2. Przytrzymanie miednicy (inaczej mówiąc, dociskamy pupę do podłoża):

Sprawi to, że środek ciężkości „pomożemy” przenieść niżej⏩⏩⏩w kierunku miednicy.

❌Część dzieci po prostu nie akceptuje leżenia na brzuszku, dlatego kiedy zobaczymy, że żadna z tych pozycji nie przemawia do maluszka, zaproponujmy mu leżenie na brzuszku, ale będąc w kontakcie z rodzicem, czyli na jego kolanach:

3. Leżenie na udach rodzica (jedno kolano wyżej):

Uniesienie naszych ud do góry sprawi, że maluchowi będzie nieco łatwiej dźwigać główkę.

❗Koniecznie użyjcie ciekawej zabawki, a najlepiej kogoś, kto będzie maluszka zabawiał.

Jak widzicie na zdjęciu wyżej ⬆⬆⬆, przytrzymuję miednicę dziecka, by ułatwić utrzymywanie głowy.

❌Kiedy już nasz dzielny bobas zaakceptuje leżenie w wyżej pokazanym wariancie, proponuję nieco utrudnić sprawę, ustawiając uda równolegle do podłoża:

4. Leżenie na udach (uda równolegle):

I myślę, że po takim wstępie, powinno pójść gładko?

Na koniec jeszcze pomysły dla opornych:

5. Leżenie na brzuszku na lekko uniesionej powierzchni:

Może to być łóżeczko (wydaje mi się, że to najrozsądniejszy pomysł).

Pamiętajcie by ustawić ciekawe przedmioty w polu widzenia dziecka.

Zmiana kąta nachylenia podłoża sprawi, że zawalczymy odrobinę z „okropną” grawitacją ??

Ostatni pomysł, to coś co w przypadku mojego maluszka baaardzo ułatwiło sprawę:

6. Ułożenie pod kątem (lub nie, gdy dziecko lepiej trzyma głowę) w huśtawce:

Może tego nie widać, ale huśtawka jest lekko uniesiona do góry (po stronie głowy).

Jak kiedyś wspominałam, stymulacja układu przedsionkowego pomaga nam w „budowaniu” napięcia mięśniowego, dlatego niektóre dzieci (w tym mój syn) łatwiej aktywizują mięśnie podczas lekkiego bujania.
(O huśtawce Memoli pisałam tutaj ?)

A jeśli ktoś nie ma huśtawki, można zastąpić ją piłką do ćwiczeń:

7. Leżnie na brzuszku na piłce do ćwiczeń:

I ta sama zasada jak wcześniej, warto czymś zachęcić dziecko do uniesienia głowy- zabawką, a najlepiej drugą osobą ?
Tutaj możemy wykonać lekkie ruchy w przód i tył, na boki i po okręgu.

UWAGA!!! Nie każdy czuje się pewnie trzymając malucha na piłce (fizjoterapeuci mają tę umiejętność wyćwiczoną w 100%).
Jeśli czujesz się niepewnie, zrezygnuj z tego!⏩⏩⏩ I może pomyśl o huśtawce ?

Na koniec pokażę Wam naaaajlepszą pozycję, w której chyba najwięcej maluszków mimo trudności dźwiga tę ciężką główkę:

Taaadaaam!!! Pozycja brzuszek na brzuszku ???

Myślę, że nie tylko bobasy ją uwielbiają (no dobra, powiedzmy akceptują). Dlaczego? Ponieważ są blisko rodzica, co wspiera więź, a pamiętajmy, że w całym tym ferworze „walki” o leżenie na brzuszku są rzeczy ważniejsze… Nasza relacja

Dlatego zachęcajmy maluszki do tej ważnej aktywności, ale nie róbmy tego na siłę. Przypomnę to co często podkreślam:

Jeśli dziecko jest zdrowe (mam na myśli sprawnie funkcjonujący układ nerwowy), to z czasem rozwinie tę umiejętność.

Ale niech Was to nie rozleniwia… Próbować trzeba! Wszak są badania, wskazujące na lepszy rozwój dzieci, które częściej leżą na brzuszku.

O matko! Bądź tu mądrym ??? Wybór oczywiście jest indywidualną sprawą rodzica. I nie oceniajmy tego ?

Życzę powodzenia!!!?

WAŻNE!!!
Ćwiczenia można wykonywać wówczas gdy u dziecka nie zauważamy cech asymetrii. W przypadku dzieci z asymetrią, warto skonsultować się z fizjoterapeutą, zanim przystąpicie do wyżej wymienionych ćwiczeń. O asymetrii pisałam➡➡➡ tutaj.

Kiedyś się dzieci nie rehabilitowało i nikt krzywy przez to nie chodzi

Chyba powinnam założyć nową zakładkę na blogu „Przemyślenia fizjoterapeuty”, ponieważ tak często chcę się z Wami podzielić refleksjami, które mnie nachodzą. ?

Tytuł dzisiejszego wpisu to autentyczne słowa, które kiedyś usłyszałam kilka lat temu od babci jednej z pacjentek.

Dobrze pamiętam tą sytuację kiedy świeżo upieczeni rodzice przyszli ze swoją pociechą, która wykazywała cechy asymetrii posturalnej. Moim zadaniem wówczas było przekazanie instruktażu pielęgnacyjnego, czyli wszystkich takich czynności jak prawidłowe podnoszenie, odkładanie, przewijanie dziecka itp.

Przyszli wówczas z babcią maleństwa, która stała gdzieś w drugim końcu sali, od czasu do czasu przyglądając się, co tam się dzieje na tym stole rehabilitacyjnym. Kiedy rodzice powtórzyli instruktaż zaproponowałam by wszystkie osoby, które mają kontakt na co dzień z maleństwem starali się w ten pokazany przed chwilą sposób podnosić i odkładać dziecko. Wówczas mama pacjentki powiedziała: „Mama jest ze mną na co dzień z małą i pomaga mi” i patrząc na swoją mamę- babcię pacjentki, zaprosiła ją szczerym uśmiechem. Wyczułam, że babcia nie jest zadowolona z tego całego spotkania i wcale nie miała wielkiej ochoty nawet podchodzić do stołu. ??Rzuciła tylko: „Ja nie muszę tego się uczyć, czwórkę dzieci wychowałam, podnosiłam jak podnosiłam i nikomu krzywdy nie zrobiłam”.

Przyznaję, że była to da mnie trudna sytuacja, zwłaszcza, że byłam raczkującą fizjoterapeutką i nie do końca byłam przygotowana na taką sytuację (wszak na studiach, czy kursach nikt o tym nie mówi ??).

Mimo wszystko starałam się zachęcić babcię, przekonując, że jej metody z pewnością nie były złe i wierzę, że nikomu krzywdy nie zrobiła, ale mamy nową wiedzę i warto z niej korzystać dla dobra maleństwa. Wówczas usłyszałam słowa: „Kiedyś się dzieci nie rehabilitowało i nikt krzywy dziś nie chodzi!”. Sytuacja nie należała do najłatwiejszych na tamten moment, ale z czasem okazało się, że babcia nauczyła się instruktażu, nawet zaczęła nauczanie swoich koleżanek, które też mają wnuki, a my z mamą pacjentki, z którą mam kontakt do dziś ze śmiechem wspominamy tamten dzień, chociaż wtedy nikomu nie było do śmiechu. Niestety takich historii jest dużo więcej…?

Niedawno ruszyłam z akcją Maluszki Na Brzuszki. Na jednej z grup dla mam wstawiłam post zapraszając inne mamy, które mają maluszki w wieku mojego synka. Zazwyczaj młode mamy są otwarte na wspieranie rozwoju dzieci, mają przyjazne nastawienie do rehabilitacji, rozumieją, że zaburzenia napięcia mięśniowego nie są wymysłem, a autentycznym problemem, którego nie powinniśmy bagatelizować. Ale niestety nie wszyscy są tego samego zdania. Jedna z mam, wręcz w obraźliwy sposób skomentowała, że bzdurą jest, że leżenie na brzuszku wspiera rozwój dzieci i że niegdyś (30 lat temu) nikt o tym nie wiedział i nie oznacza to, że my źle się rozwijaliśmy.

Przykro się czyta czy słucha takie komentarze. Oczywiście każdy ma prawo do własnego zdania. Każdy z nas ma inny zasób wiedzy w danym temacie i czasami po prostu nie ma sensu wdawać się w dyskusję kiedy nadajemy na innych falach. Nie mniej jednak skłoniło mnie to do głębszej refleksji i do napisania tego wpisu.

Fakt! Kiedyś się dzieci nie rehabilitowało (no chyba, że poważne schorzenia np. mózgowe porażenie dziecięce), ale nie dlatego, że nie było problemów, a między innymi dlatego, że diagnozowalność była mniejsza.

Mieliśmy mniejszą wiedzę w tym temacie, w związku z tym nie widzieliśmy problemu. Tak naprawdę 30 lat temu fizjoterapia pediatryczna dopiero się rozwijała w Polsce (mam na myśli głównie początki metody NDT-Bobath, która ). W Polsce terapeutów metody NDT-Bobath nie było zbyt wielu, pierwszy kurs odbył się w 1988 i dopiero od tego czasu wszystko zaczynało się rozwijać.

I rozwija i szerzy się ta wiedza, aż do dziś, kiedy terapeutów mamy coraz więcej, kiedy prowadzone są coraz to nowsze badania w tym zakresie i myślę, że na tym powinniśmy się opierać. Na rzetelnych źródłach, na doświadczeniu, na wiedzy, którą obecnie posiadamy.

Kiedyś też nie było koła, a dziś bez tego wynalazku nie wyobrażamy sobie życia, czy to znaczy, że ludziom żyło się lepiej przed jego wynalezieniem?

Wiem, wiem… Wynalezienie koła może nie jest super porównaniem, ale uważam, że jednak wiedza, którą posiadamy jest ogromnie ważna.

Oczywiście każdy rodzic powinien sam zdecydować, czy chce rehabilitować dziecko, czy dla niego to zbędna fanaberia. Nie powinniśmy nikogo oceniać, nie mniej jednak uważam, że warto propagować wiedzę o prawidłowej pielęgnacji niemowląt, która wpływa na ich dalszy rozwój, na sposoby wspierania rozwoju, jak np. układanie dziecka na brzuszku, czy w ostateczności wiedzę o nieprawidłowościach, takich jak zaburzenia napięcia mięśniowego u niemowląt.

Nie warto porównywać obecnych czasów, do tych, w których wychowywaliśmy się my, czy nasi rodzice. To były zupełnie inne czasy i wątpię by kiedyś wróciły. Wiemy dużo więcej i błagam?????? korzystajmy z tej wiedzy.

Nie zatrzymujmy się na tym co było 30 lat temu. Wszak lata wstecz prym wiodły zupełnie inne metody, np. klapsy (lekko mówiąc, a mój tata to jeszcze na bicie linijką przez nauczyciela się załapał), rodzice chętnie sadzali dzieci w wieku 4 miesięcy i cała rodzina cieszyła się nową „umiejętnością”, czy popularne chodziki- to był szał! Wkładało się dziecko do środka i dawaj do roboty!

To, że dziś nie widzimy problemu, nie znaczy, że go nie było. Dzieci rozwijały się w nieco innych warunkach niż dziś (mniej sedenteryjny tryb życia), stąd większość deficytów mogły wypracować w codziennych aktywnościach.

Nie zapominajmy w jakich czasach przyszło nam żyć. Czasach gier, smartfonów, telewizorów i komputerów. Siedzimy więcej, zdecydowanie więcej niż kiedyś. Nasze dzieci spędzają kilka godzin dziennie w szkole, po czym są przywożone i odwożone na zajęcia pozalekcyjne, czasami godzinami stojąc w korkach, wracają do domu i w pozycji siedzącej odrabiają lekcje lub siadają do komputera. Od razu napiszę, że mowa o większości dzieci, nie oznacza to, że KAŻDE dziecko mało się rusza.

Dodam też, że wielu z nas nie wie o swoich deficytach, jak np. niskie napięcie mięśniowe czy postawa skoliotyczna. Warto teraz zadać sobie pytanie ilu z nas chodziło na korektywę? Czyli jednak coś było na rzeczy… Tylko diagnoza była „trochę późno”.

Myślę sobie, że ktoś kto chce porównywać niemowlęta sprzed 30 lat powinien też prześledzić jak wyglądały wówczas ciąże, a jak wyglądają dziś.

Niegdyś kobiety pracowały do końca ciąży, dzisiaj wygląda to różnie, bo praca bywa za ciężka, bo warunki szkodliwe. I to jest zrozumiałe. Matki, nawet jeśli nie idą na zwolnienie z powodu charakteru wykonywanej pracy, to mają miliony schorzeń, niedoborów, problemów, często po prostu muszą przysłowiowo „siedzieć na czterech literach czasami całą ciążę”.

Problemy z tarczycą, nadciśnienie, anemia, plamienia, skracająca się szyjka… Mogłabym wymieniać i wymieniać. Rzadko w wywiadzie, który przeprowadzam z mamą pacjenta słyszę „ciąża książkowa” lub „nie przyjmuję żadnych leków”. Wątpię by 30 lat temu kobiety przyjmowały końskie dawki No-Spy, luteiny czy magnezu. Dziś to jest niemalże najnormalniejszą normą.

Nie przemawiają do mnie słowa „jakoś się żyło”. Na całe szczęście mamy wybór między „jakoś” a „jakość”. ?

Dlaczego maluszki nie chcą leżeć na brzuszku?

Oczywistą sprawą jest, że nowo narodzone dziecko nie potrafi kontrolować swojego ciała, co sprawia, że leżenie na brzuszku może być nie lada wyzwaniem. Aby wytłumaczyć dlaczego maluszki tak trudno zachęcić do leżenia na brzuszku, przedstawię rycinę obrazującą zmiany położenia środka ciężkości w trakcie rozwoju niemowlęcia:

Źródło: M. Matyja . Edukacja sensomotryczna niemowląt.

Jak możemy zauważyć w początkowym okresie rozwoju, a więc w okresie noworodkowym, środek ciężkości znajduje się na wysokości szyi, a więc bardzo wysoko. Należy dodać, że głowa noworodka stanowi aż ¼ długości ciała i ok. 1/3 wagi dziecka!

Nie trudno wyobrazić sobie jak duży musi to być wysiłek dla maleństwa dźwigać taki ciężar, a w dodatku siła grawitacji nam nie sprzyja. Dopiero wraz z rozwojem napięcia mięśniowego środek ciężkości przemieszka się w dół, w kierunku miednicy, tak by około 5-6 miesiąca znaleźć się na wysokości pępka. Wtedy unoszenie główki to bułka z masłem.